niedziela, 30 marca 2008

...wewnętrzna energia...

...pisałem o samotności, a z nią związana jest jeszcze moja wewnętrzna energia...
...a właściwie jej ostatnie krople... nie wiem czemu, ale czuję, że się wypalam - kończy mi się to coś, co pozwalało siać dobro, uśmiech i zadowolenie w moim otoczeniu... kończy się to coś co zachęcało do działania, do życia w pełni...

...coś się kończy...

...bo nie ma kto mnie motywować...

pzdr.
Ł.

...samotność...

...czy ja już pisałem, że jestem samotny?...
Bo nie pamiętam... a jest to coś, co mi bardzo doskwiera... samotność taka wewnętrzna... bo tak na codzień to ja mam dużo ludzi wokół siebie - części nawet czasem coś pomogę, często oni mnie wyciągają z bagna mojej psychiki... często mi sugerują co robię źle, co powinienem zmienić, a gdzie się bardziej przyjrzeć temu co się dzieje...

...no ale chodzi o to, że nie mam tej osoby, z którą mógłbym po prostu być - nie, że się spotkać, pogadać czy coś... potrzebuję kogoś z kim będę... cokolwiek byśmy robili, cokolwiek by się działo wokół... kogoś z kim będę mógł być do końca życia...

...kogoś...

...potrzebuję... od zaraz... (właściwie to od dawna...)

pzdr.
Ł.

piątek, 28 marca 2008

...odwaga?...

...zastanawia mnie pewien aspekt naszej psychiki - mianowicie to, jak wielu z nas jest skłonnych do tego, żeby pomagać... i co nas do tego popycha...
Bo ile jest ludzi, którzy widząc leżącego na ulicy człowieka zatrzyma się i zainteresuje co się dzieje? (i to nie na zasadzie - "Coś się dzieje... chodźmy popatrzeć...", tylko będzie się starać mu pomóc...)
Wyobraźcie sobie sytuację - środek miasta, masa ludzi przewala się ulicami - w samochodach, pieszo, na rowerach... młodzi, starsi, jeszcze starsi... a na kawałku trawnika leży młody człowiek - widać, że jest pijany, brudny, trochę poraniony... Większość pewnie go zaszufladkowała jako "kolejny pijany nieodpowiedzialny nastolatek"... a może go potrącił samochód, a może jest chory i stracił przytomność...
Jak myślicie, ile osób zatrzymało się, żeby się spytać czy coś się stało, czy może jakoś pomóc - nawet poprzez wezwanie pogotowia?
...powiem Wam, że niewiele - ja widziałem jedną kobietę... w sumie to ona sama niewiele była w stanie zrobić - drobna, na pewno nie dała by rady pomóc mu wstać, troszkę spłoszona całą sytuacją - na pewno nie myślała trzeźwo...
zatrzymałem się i ja - wiedziony jak zwykle jakimś chyba instynktem, bo nie wiem czym innym mogłem się kierować... zatrzymałem się i o dziwo (bo myślałem, że nie mam odwagi cywilnej do tego) postanowiłem coś zrobić... na początek próba rozmowy, później jak zwykle wygenerowanie głupiego i trochę może nieodpowiedzialnego rozwiązania - nie wzywam pogotowia (zawsze w takich sytuacjach staram się nie niepokoić służb... czy to jest policja, czy pogotowie... a później tego żałuję...)... okazuje się, że chłopak stracił matkę, załamał się, zapił... chce się zabić... i teraz popatrzmy na sytuację jeszcze raz - jakbyśmy wiedzieli przez co on przechodzi, to na pewno zainteresowanie jego losem by było większe... a tak - pewnie wzbudzał oburzenie, zniesmaczenie i takie tam inne uczucia, które nie pozwalały innym - bo przecież są porządnymi ludźmi - na działanie...

Cała ta sytuacja była co najmniej dziwna - ale ja mam szczęście do takich... i nad jeszcze jednym mi kazała się zastanowić... ale o tym może kiedy indziej...

pzdr.
Ł.

czwartek, 27 marca 2008

...lifeisshort...

i jeszcze coś... związanego z tematem poprzedniego posta...

...czyli życie jest za krótkie, żeby stać w miejscu...

...praca...

...i mija mi kolejny dzień w pracy... jakoś tak upływa bez rewelacji... bez rewelacji w jedną i drugą stronę... czyli nie jest super, nie jest najgorzej... nijak jest ;)
...najgorsze jest to, że z tym nijak nic nie robię - bo mógłbym coś zmienić na przykład... zrobić "jakoś" - czyli np. zmienić zespół... albo w ten się bardziej wbić...

...ale jakąś niemoc mam - jak zawsze kiedy coś ważnego trzeba zrobić ;)

pzdr.
Ł.

środa, 26 marca 2008

...odpowiedzialność... czy ...zabawa...

Dzisiaj prezentuję Wam kolejną karteczkę z serii Haroldów (moje ulubione pocztówki - trafne i mądre ;) )


odpowiedzialność czy zabawa? - zdecydowanie ...


pzdr.
Ł.

poniedziałek, 24 marca 2008

...układanka...

...czasami się wydaje, że wszystko zaczyna jakoś się układać... relacje, zdarzenia, osoby.... wszystko wskakuje na właściwe miejsce - to co jest konieczne do życia jest pod ręką, to co lubimy, ale dajemy bez tego radę, trochę dalej... to co nie potrzebne znika.... podobnie jak to co utrudnia życie...

Ale to tak się nam tylko wydaje... tak mi się tylko wydaje... tak naprawdę dalej jest bałagan - relacje nie poukładane, nieokreślone, zawiedzione... zdarzenia w złej kolejności następują... osoby się pojawiają i za szybko znikają, albo i się nie pojawiają... albo i są ... w złej roli... Nie ma planu, nie wiadomo co robić...

Takie biedne moje życie jest - zaskakujące jednocześnie, bo z moją spontanicznością to nigdy nie wie co się jutro zdarzy - póki co nie ma dla mnie problemu rzucić pracę, wyjechać, wrócić, uciec, zaszyć się, nagle pojawić w domu.... wiodę tak niezaplanowane życie, że sam siebie zaskakuje...

To co powinno być stałe jest ulotne, to co ulotne jest za długo... nie wiem co się dzieje... ale może skoro klimat może się zmienić, to i prawa i reguły rządzące światem?

A gdyby tak uciec... tam gdzie mnie nikt nie będzie szukał... gdzie żyje się z godziny na godzinę, a nie tak jak u nas - z tygodnia na tydzień... czy nawet roku na rok...
A gdyby tak zniknąć i się nie odezwać - do Ciebie... i żyć gdzieś... samemu nie wiedząc gdzie i dlaczego tutaj...

I wrócić... wrócić jak już czas wszystko sam poukłada... bo przecież i tak nie możemy się jemu sprzeciwić... bo co z tego, że mi coś nie pasuje, skoro nie mam żadnego wpływu na decyzję? na zdarzenie?

Czy ja aby czasem nie jestem zbyt skomplikowany na ten świat? a może świat jest zbyt skomplikowany dla mnie?

Być jak Hatamoto... - już kiedyś o tym było...

pzdr.
Ł.

...święta...

krótka refleksja o świętach Wielkiej Nocy AD2008

dziwne to święta były (bo już tak chyba można powiedzieć - w czasie przeszłym).
Dlaczego zapytacie? to proste - upłynęły niepostrzeżenie, krótkie, bo dzisiaj już w Rzeszowie (w 2ndhome'ie) jestem... upłynęły pod znakiem Harry'ego Potter'a - mimowolnie on był, w tv, w rozmowach... upłynęły w śniegu... bo padało niemiłosiernie... upłynęły w dziwnej mało świątecznej jakby atmosferze... upłynęły w skromnym gronie... bo coraz nas mniej - umieramy, rozjeżdżamy się, a nie przybywa nas... są telefony, są kanały komunikacyjne (o których już pisałem...) ale to jest jakieś sztuczne... bo jak można porozmawiać z kimś szczerze i przede wszystkim o czym... skoro kogoś się nie widzi parę lat, a słyszy dwa razy w roku...

Atmosfera świąt jest daleko - może będzie bliżej, jak kiedyś (jeśli Bóg da) będę miał swoją rodzinę... i oby to było szybko... tak, żebym zwyczajów i rodzinnych tradycji nie zapomniał... bo piękne są...

Święta nie były może najlepsze... ale coś się ruszyło... przybliżyły mnie trochę do Boga - traciłem powoli kontakt z nim, biegając z pracy do pracy i na zajęcia i do pracy i na trening... teraz z nim rozmawiam... częściej - może dlatego, że święta dopiero co minęły... ale może to się utrzyma...

pzdr.
Ł.

some mistake... same mistake....

So while I'm turning in my sheets
And once again, I cannot sleep
Walk out the door and up the street
Look at the stars beneath my feet
Remember rights that I did wrong
So here I go

Hello, hello

There is no place I cannot go
My mind is muddy but
My heart is heavy, does it show
I lose the track that loses me
So here I go

oo oooooo ooo ooo oo oooo...

And so I sent some men to fight,
And one came back at dead of night,
said "Have you seen my enemy?"
said "he looked just like me"
So I set out to cut myself
And here I go

oo oooooo ooo ooo oo oooo...

I'm not calling for a second chance,
I'm screaming at the top of my voice,
Give me reason, but don't give me choice,
Cos I'll just make the same mistake again,

oo oooooo ooo ooo oo oooo...

And maybe someday we will meet
And maybe talk and not just speak
Don't buy the promises 'cause
There are no promises I keep,
and my reflection troubles me
so here I go

oo oooooo ooo ooo oo oooo...

I'm not calling for a second chance,
I'm screaming at the top of my voice,
Give me reason, but don't give me choice,
Cos I'll just make the same mistake (REPEAT) again

oo oooooo ooo ooo oo oooo...

So while I'm turning in my sheets
And once again, I cannot sleep
Walk out the door and up the street
Look at the stars
Look at the stars, falling down,
And I wonder where, did I go wrong.

//James Blunt

wtorek, 18 marca 2008

...niespodzianka...

...byliście kiedyś zaskoczeni? ale tak naprawdę - nie, że w głębi serca się spodziewacie jakiegoś zdarzenia i udajecie zaskoczonych... ale tak naprawdę, kiedy dzieje się coś, o czym nawet nie pomyśleliście, że się może wydarzyć...

...dzisiaj odebrałem telefon od przyjaciela z liceum...
- Zepsuł mi się samochód koło McDonalda przy obwodnicy w Rzeszowie... pomożesz? - słyszę głos w słuchawce... szybka myśl "proste, że jasne... cokolwiek się stało, to jadę od razu..."
- Będę za 7 minut, czekaj spokojnie... - odpowiadam...

Zajeżdżam pod McDonalda - uśmiechnięty kumpel się ze mną wita... i otwierają się drzwi pasażera... i kogo widzę?... kogoś kogo bym się w tej okolicy nie spodziewał... J...
Pierwsza myśl "co się dzieje, przecież J jest w GB..."... ale jednocześnie pojwia się mega uśmiech na twarzy i ogólna radość (mam nadzieję, że tak było, bo to pierwszy raz kiedy byłem tak zaskoczony...)...

Zdecydowanie było to zaskoczenie roku 2008 - chyba, że będzie jeszcze jakieś większe...

Zdecydowanie był to jeden z najmilszych wieczorów... całego życia... to się będzie pamiętać lata... wieczność... bo było ogromnym przeżyciem...

I czy świat nie jest piękny? ;)

pzdr.
Ł.

...znak...

sobota, 15 marca 2008

...i really want You...

I really want you to really want me
but I really don't know
if you can do that.
(I really want you)
I know you want to know what's right
but I know it's so hard
for you to do that.
(I really want you)
Time's running out as often it does
and often dictates
that you can't do that.
(I really want you)
Fate can't break this feeling inside,
that's burning up through my veins.

I really want you,
I really want you,
I really want you now.

No matter what I say or do,
the message isn't getting through,
and you're listening to the sound
of my breaking heart.


//James Blunt


pzdr.
Ł.

piątek, 14 marca 2008

...nuda...

Właśnie siedzę w pracy - nudzi mi się nieprzeciętnie... dlaczego? bo uporządkowałem to co się dało i nie mam co robić teraz - czekam na ludzi, a to, żeby wykonali zadania, na to, żeby coś ruszyło... ale nic się nie dzieje...

Siedzę i się nudzę...

Ale tak bywa... coraz częściej myślę, żeby zmienić coś w życiu... znowu... wiem - często zmieniam coś... ale taki już jestem...

Jak coś za długo trwa to mnie męczy ;)

A więc coś się będzie szykować... tylko sam jeszcze nie wiem co ;)

pzdr.
Ł.

PS. Cieszę się, że dla niektórych ten blog jest miejscem, które odwiedzają w miarę regularnie i że lubicie to czytać... ja nie wiem czy bym miał ochotę czytać to co piszę... ale jak to lubicie, a ja lubię czasem coś napisać, to pisanie się nie zmieni ;)

środa, 12 marca 2008

...parę obserwacji...

...dzień uśmiechu póki co pozytywny :)
...nie było jakoś lajtowo całkiem, ale na pewno lepiej niż jakbym był zwieszony ... a dlaczego?
Bo przecież jak się do kogoś uśmiecham, to trudno mu jest na mnie krzyczeć, czy bluzgać mnie jakoś ;) działa nawet przez telefon - jak się uśmiecham, to klienci łagodnieją ;)

czyli wniosek z tego taki, że trzeba się cieszyć... mimo wszystko ;)

pzdr.
Ł.

...dzień na uśmiech...

...kolejny dzień wstaje...
...zaczyna się jak zawsze - od tego, że mi się nie chce wstawać, od tego, że trzy razy przestawiam budzik... od kaca moralnego, że budzi się kolejny dzień z zaległościami...
Zaległości to jest coś wpisanego w mój życiorys tak mocno, że chyba się ich nie pozbędę - zawsze się robią, zawsze mnie dręczą... ale dzisiaj je pokonam :)

Jem śniadanie - nie wyszukane... parówki zwykłe... jem i stwierdzam, że dzisiaj będzie dla mnie dzień uśmiechu, światowy niemalże - czyli staram się mieć pozytywne nastawienie do świata i dam radę ;) uśmiech dla wszystkich... bez wyjątku...

I tak zamierzam walczyć z zaległościami i znużeniem ;)

A dlaczego to dzisiaj właśnie? - bo jest środa, bo świeci słońce, bo w piątek jadę do domu, bo... bo życie się rodzi... bo dlaczego nie? (tak chyba łatwiej - niż łazić zmartwiony całymi dniami, nie?:>)


...świr jak zawsze...

pzdr.
Ł.

poniedziałek, 10 marca 2008

...irl...

...znikło mnie... w poprzednim poście zasugerowałem, że znikam... ale tak naprawdę nic o tym nie napisałem...

Uciekam na chwil parę w krainę zielonych pagórków, zameczków i małych domków z ogródkami... tam gdzie się trzyma lewej...

Irlandia - kraj kolorowy i bardzo uprzejmi ludzie...

...po co uciekłem? sam nie wiem - może się boje problemów... może uciekam przed samym sobą... a może po prostu coś mi kazało zmienić na moment otoczenie...

..moje zniknięcie wywołało lekką burzę w czyimś życiu... zasiało niepewność, niepokój... nie było to zamierzone... nie mówiłem nic o tym, bo nie chciałem wzbudzać sobą zbędnego zainteresowania... zresztą i tak nie było kiedy powiedzieć...

...wniosek z ucieczki - umiem się odnaleźć na świecie - w sensie, że jadę między ludzi i nie mam hamulców, żeby zagadać, podyskutować, pośmiać się z kimś kogo tak właściwie nie znam... albo pogadać o życiu...

pzdr.
Ł.

czwartek, 6 marca 2008

...coffee heaven...

...czasem bywa tak, że życie zapędzi nas gdzieś... w jakieś miejsce bez większego znaczenia - po prostu w tłum ludzi... lubię takie sytuacje, gdzie mnie nikt praktycznie nie zna, i mogę spokojnie obserwować...

...a swoją drogą - moje życie wczoraj zaczęło płynąć w ciekawym - dotychczas tylko rozważanym kierunku... ciekawe czy coś z tego wyjdzie...


pozdrawiam tych co zbierają drobiazgi do pudełka... i tych co chcą prezent niespodziankę... i tych co czytają... no i w końcu tych co na mnie czekają... (jeśli ktoś taki jest... ;) )

Ł.

wtorek, 4 marca 2008

...wtorek...

...jak każdy dzień tygodnia...
...dzisiejszy był inny - z jednego powodu...
Dzisiaj miałem to szczęście, że ktoś się uśmiechnął przez to co zrobiłem... ktoś mi napisał, że jestem miły i że sprawiam radość... cieszy mnie to niezmiernie, bo oznacza, że jeszcze jestem człowiekiem takim jak kiedyś...

Dzięki J., że jesteś... że masz czas dla mnie... że cieszysz się z spraw drobnych... że dajesz innym radość :)

...dzisiaj też troszkę dostałem po nosie... ale to już inna sprawa, o której na razie nie będę pisał...
...jakoś dałem radę... i to jest najważniejsze...

...a swoją drogą - poczułem się dzisiaj dziwnie - chciałem się spotkać, ale nie wyszło...

pzdr.
Ł.

...rozterki...

...życiowe...
i znowu sobie rozsypałem to co próbuję przez dłuższy czas jakoś poukładać... nie wiem jak to zrobić, żeby było dobrze i na długo...
Kiedy już myślałem, że wszystko dałem radę ułożyć, zawahałem się i uczucie powróciło... powróciło z większą siłą... jakby chciało mi dać do zrozumienia, że jeszcze nie czas na poddanie się...
a ja znowu wystawiam siebie do wiatru, licząc na coś, czego pewnie nie będzie... nie będzie bo się spóźniłem... a może nigdy by nie było... nawet bez spóźniania się? - kto to wie... gdyby tak można było cofnąć czas, to bym pewne sprawy inaczej rozegrał...
Bardzo szybko sobie ułożyłem plan na wieczór... ale musiałem go zmienić, bo niestety nie udało się spotkać...
Pewnie teraz będę długo czekał na to, żeby się spotkać...
Pewnie teraz trudno będzie normalnie pogadać...
Pewnie teraz ciężko będzie... bo kocham... kocham nie tą osobę, którą powinienem... przynajmniej według całego świata... a nie koniecznie według mnie...
Jest to w każdym bądź razie najlepsza osoba w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy... a ja bym chciał, żeby była przy mnie... szkoda, że nic nie mogę zrobić...

pieprzony romantyzm... dlaczego ja nie potrafię krzywdzić? - uwarunkowane jest to genetycznie, czy tylko jakoś tak się uchowałem?

pzdr.
pogrążony...

niedziela, 2 marca 2008

...coś mi się wydaje...

... i znowu znikło mnie z Rzeszowa - na dni parę... znalazłem się wśród grupy młodych duchem przede wszystkim, ale i ciałem ludków - wylądowałem na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Harcerskiej - jako organizator... jazda bez trzymanki - męczące kilkadziesiąt godzin, z mała ilością snu, a życiem na pełnych obrotach - ale takie coś daje siłę... jak człowiek napatrzy się na takich młodych, pełnych energii ludzi, to coś się zmienia...

...a druga sprawa to, to, że wydawało mi się, że dałem sobie spokój z pewnymi sprawami, że troszkę zrozumiałem, że w jakiś nowy sposób podchodzę do życia, że ... że coś...
a jednak nie do końca... te kilka dni dało mi do zrozumienia, że tak naprawdę zmienić bardzo duże uczucie do kogoś na kim bardzo nam zależy, na uczucie słabsze, mniej burzliwe, inne... jest bardzo trudno... i nie da się tak po prostu w ciągu paru dni odciąć...
Odciąć się można... ale po jakimś czasie uczucie wraca... wraca silniejsze, z przeświadczeniem, że jest ono jeszcze ważniejsze i jeszcze bardziej wymagające uwagi... i nie jest to kwestia tego, że jedna czy druga strona robi coś czy czegoś nie robi... że swoim zachowaniem powoduje jakieś interakcje... po prostu uczuć nie można zmieniać jak w kalejdoskopie... one są - często niezmienne...
Tak czy inaczej... "coś mi się wydaje..."

pzdr.
Ł.