piątek, 28 marca 2008

...odwaga?...

...zastanawia mnie pewien aspekt naszej psychiki - mianowicie to, jak wielu z nas jest skłonnych do tego, żeby pomagać... i co nas do tego popycha...
Bo ile jest ludzi, którzy widząc leżącego na ulicy człowieka zatrzyma się i zainteresuje co się dzieje? (i to nie na zasadzie - "Coś się dzieje... chodźmy popatrzeć...", tylko będzie się starać mu pomóc...)
Wyobraźcie sobie sytuację - środek miasta, masa ludzi przewala się ulicami - w samochodach, pieszo, na rowerach... młodzi, starsi, jeszcze starsi... a na kawałku trawnika leży młody człowiek - widać, że jest pijany, brudny, trochę poraniony... Większość pewnie go zaszufladkowała jako "kolejny pijany nieodpowiedzialny nastolatek"... a może go potrącił samochód, a może jest chory i stracił przytomność...
Jak myślicie, ile osób zatrzymało się, żeby się spytać czy coś się stało, czy może jakoś pomóc - nawet poprzez wezwanie pogotowia?
...powiem Wam, że niewiele - ja widziałem jedną kobietę... w sumie to ona sama niewiele była w stanie zrobić - drobna, na pewno nie dała by rady pomóc mu wstać, troszkę spłoszona całą sytuacją - na pewno nie myślała trzeźwo...
zatrzymałem się i ja - wiedziony jak zwykle jakimś chyba instynktem, bo nie wiem czym innym mogłem się kierować... zatrzymałem się i o dziwo (bo myślałem, że nie mam odwagi cywilnej do tego) postanowiłem coś zrobić... na początek próba rozmowy, później jak zwykle wygenerowanie głupiego i trochę może nieodpowiedzialnego rozwiązania - nie wzywam pogotowia (zawsze w takich sytuacjach staram się nie niepokoić służb... czy to jest policja, czy pogotowie... a później tego żałuję...)... okazuje się, że chłopak stracił matkę, załamał się, zapił... chce się zabić... i teraz popatrzmy na sytuację jeszcze raz - jakbyśmy wiedzieli przez co on przechodzi, to na pewno zainteresowanie jego losem by było większe... a tak - pewnie wzbudzał oburzenie, zniesmaczenie i takie tam inne uczucia, które nie pozwalały innym - bo przecież są porządnymi ludźmi - na działanie...

Cała ta sytuacja była co najmniej dziwna - ale ja mam szczęście do takich... i nad jeszcze jednym mi kazała się zastanowić... ale o tym może kiedy indziej...

pzdr.
Ł.

2 komentarze:

Lesio pisze...

Jak bym się uparł to chyba i sam bym znalazł troche więcej przypadków oryginalnego innego niż tłum podejścia Biska do spraw wszelakich jak i problemów...
Tylko jak by to było jeszcze zakaźne :)

Anonimowy pisze...

kazdemu z nas zdarzają się dziwne sytuacje, ale najważniejsze jest to, żeby potrafic poradzic sobie w kazdym momencie swojego życia, żeby mieć odwagę pomóc innym...