wtorek, 31 lipca 2007

...zatrzymaj się...

...nie pozwól mi się bać...

sobota, 28 lipca 2007

...w sobotni wieczór...

...chciałem...
...ale nie wiedziałem czy mogę...
...czy mogę przeszkadzać...
...czy mogę dalej istnieć...
...istnieć i pewnie zawadzać...

...chciałem, bo czułem się sam...
...sam w tłumie ludzi...
...a nie chciałem tak...

pzdr.
Ł.

...w tłumie ludzi...

...jakby sam...

środa, 25 lipca 2007

wtorek, 24 lipca 2007

Miała zapach szczytów gór
Smak przestrzeni nosił mnie jak wiatr
Co dzień zdobywać ją to jak sięgać palcami chmur
Zostać na dłużej z nią to jak znaleźć raj

Już nie szukam jej - stracony czas
Chociaż wiem gdzie jest - adres znam
Choć jest tuż o krok - daleko zbyt
Nie mam na to sił - co za wstyd

Gdy chciałem spać to była snem
Tuliła moją głowę pełną smutnych bzdur
Kiedy budziłem się to była dla mnie dniem
Wszystko za mało bym wrócił do niej znów

Już nie szukam jej - stracony czas
Chociaż wiem gdzie jest - adres znam
Choć jest tuż o krok - daleko zbyt
Nie mam na to sił - co za wstyd

Jak ją zapomnieć? Jak się przed nią skryć?
Jak jej nie spotkać? Jak dalej sobą być?

//"Już nie szukam jej" IRA

niedziela, 22 lipca 2007

sobota, 21 lipca 2007

...jeszcze jeden dzień...

...jeszcze jeden rok... tak właśnie - przed lekko ponad 3 godzinami skończył się dzień moich 23 urodzin... zadziwiające jak ten czas szybko płynie... pędzi na nic się nie oglądając...
Upłynął kolejny rok... co mi dał, co ze sobą zabrał? Był to rok znaczący - i to bardzo...
Zaczął się 21 lipca 2006 roku - co wtedy było? - Nie pamiętam - przecież to był tylko zwykły dzień... a może powinienem pamiętać? - w końcu to był jeden dzień z mojego życia... zaczął się i leciał... szybko... choroba Taty, moje wewnętrzne rozdarcie co robić... kolejne wakacje upływające na robieniu tego czego nie chce...
Minął lipiec - nastał sierpień - nie wzięli mnie do wojska... może to i dobrze... pielgrzymka - nie w tym roku... sierpień się zaczął i skończył szybko... zleciał na zwykłych pracach w domu...
Czas na wrzesień - czas na Poznań... dowiaduję się, że jak będę coś kiedyś robił co mnie nudzi to się zamęczę - jeden tydzień na praktykach... poznanie pewnej B... u której mieszkałem i której się starałem pomagać (że niby "złota rączka")...
Październik - auto, pierwsza stłuczka... spotkania integracyjne aparazzi... początek znajomości... najważniejszej w tym roku na pewno... znajomości z N... po części to dzięki niej się trzymałem przez kolejnych parę miesięcy...
Listopad, grudzień... upływały szybko - uczelnia, wypady na badania z Tatą... przeczucie, że już niedługo z nami zostanie...
Próby stworzenia Stowarzyszenia Fotografików...
Koniec listopada - Borat ma już młodego - nie wiem czemu, ale sprawiło mi to wielką radość... :)
Wigilia - "eRka" przed domem, strach... początek końca... święta - takie jak nigdy, tak naprawdę nikt się nie cieszył... nie było z czego... Koniec roku kalendarzowego - cmentarz, nocny patrol, Jack Daniel's, Ewelinka i Masay... Matysówka...
01.01.2007 - nigdy tego dnia nie zapomnę... odchodzi mój Tata - ok. 17... pierwszy raz zdarza mi się czuć tak rozsypanym... właściwie nie wiedziałem co mam robić - już tydzień później miałem lecieć do Finlandii...
Kilka dni - spędzone w gronie przyjaciół... dobrze, że byli... Pogrzeb - czułem, że jestem częścią swojej grupy ze studiów - byli niemal wszyscy, a nie wiedział prawie nikt...
Wyjazd na stypendium - trzy miesiące szaleństwa... narty, kąpiel w przeręblu, wędkowanie pod lodowe, sauna, sanki, salmiaki... Powrót - zderzenie się z rzeczywistością - a to już początek kwietnia. Wielkanoc, kongres PR... próby podjęcia pracy... czas nie folguje... pędzi na złamanie karku... szkoła letnia i już czerwiec...
Czerwiec upłynął głównie na sprzątaniu - w relacjach... a konkretniej w relacji... układanie tego, co inni usilnie próbowali rozsypać...
Koniec czerwca - ucieczka w Bieszczady... z N... dwa dni... wiele prawdy, parę dobrych uczynków... znalezienie końca świata...
Lipiec - szybko leciał, jakiś Polańczyk, Kraków, dużo Rzeszowa...
i już mamy 19 lipca - spacer z M.H. i M.H... zaślinienie telefonu... wieczorna wizyta na rynku, poważna rozmowa... i pobudka 20 lipca 2007... i tak mi minęło...



A teraz kolejny rok leci... już zaczął... już 3h 25 min. zleciało...

A gdzie czas na to, żeby być sobą?


pzdr.
Ł.

piątek, 20 lipca 2007

...everydaymatters...

...każdy dzień? czy na pewno każdy dzień ma znaczenie...?
Wydaje mi się, że tak - i to ogromne... w sumie czym jest dzień na przestrzeni wielu lat? Wydawało by się, że niczym... a jednak... jakbyśmy umieli dostrzegać piękno każdego dnia - już w czasie jego trwania, a nie po zachodzi Słońca, czy jeszcze później - wtedy byśmy - wydaje mi się - byli o wiele szczęśliwsi... ja się będę starał... już nie będzie dni nieudanych, mało ważnych, do zapomnienia... każdy dzień ma znaczenie, każde słowo, każda myśl... bo to tworzy nas, tworzy świat...

pzdr.
Ł.

piątek, 13 lipca 2007

...chciałbym żyć...

...pełnią życia...
Tak właśnie... a nie zaledwie "smakować" tego co się wokół mnie dzieje...
Ale mi chyba dane to nie będzie... ciągle muszę się zadowalać tylko połowicznością - chyba, że uprę się na coś, to wtedy dostaję w prezencie komplet problemów... i zaledwie szczyptę radości...
Dlaczego jest tak, że każdy przyjazd do domu musi się zaczynać od kłótni... dlaczego to ja mam wszystkich rozumieć, a nikt nie stara się spojrzeć na sprawę z mojego - może mało ważnego - punktu widzenia...
Może to ze mną jest coś nie tak? Może powinienem się bardziej upominać o swoje? Może się powinienem postawić raz a dobrze i nie ulegać... być asertywnym...

Nie wiem... dają mi rady, a nie powiedzą jak żyć...

Póki co znikam... znikam przynajmniej na trochę... będę zaraz obok... siebie...

pzdr.
Ł.

czwartek, 12 lipca 2007

...life...

...where?...

...out of myself...

...somewhere...
...somehow...
...don't ask...

...it is just me...

wtorek, 10 lipca 2007

niedziela, 8 lipca 2007

...sens...

...czy można utracić sens życia w ciągu sekundy?
...czy siadając o 04:36 w niedzielny ranek/niedzielną noc przy komputerze, włączając muzykę, sprawdzając maile, nagle doznać olśnienia, że właśnie Twoje życie coś traci? i to coś ważnego...
...albo inaczej, zdać sobie sprawę, że czegoś ważnego nie będzie... coś na co mieliśmy cichą nadzieję...

Chyba można - takie mam wrażenie pisząc tego posta... nie pytajcie o co chodzi dokładnie... nie wiem czy umiem sam to określić... po prostu zdałem sobie sprawę z tego, że coś nie jest mi dane przeżyć i nie mam się co łudzić... i nie to, żebym był jakimś smutasem, czy zły z tego powodu... po prostu to do mnie dotarło... a w sumie jakbym miał określać swój stan ducha, to chyba raczej zadowolony jestem... może nie w 100%, ale coś tam jest zadowolenia ;)

...jak to się dzieje?
...kto rozdziela "przygody"?
...kto napisał scenariusz?

pzdr.
Ł.

środa, 4 lipca 2007

...czas...

...i jego postrzeganie...
Zastanawialiście się kiedyś nad tym jak płynie czas, jak postrzegają go ludzie i co z tego wynika?
Bo przecież minuta minucie nie równa... czasem sekundy decydują o życiu i śmierci, a innym razem nie mają innego znaczenia... czasem 10 minut czekania na kogoś dla nas ważnego ciągnie sie w nieskończoność, żeby już po chwili "to samo" 10 minut spędzane z tym kimś wydało sie zaledwie ułamkiem sekundy, ledwie zauważalnym w pędzącym świecie, a jednocześnie tak pełnym emocji, wzruszeń czy wspomnień...
Czy nie wydaje się Wam, że podczas wypadku 1 sekunda to równowartość kilkunastu minut? Czy może nawet więcej - kilkunastu lat - w końcu niektórzy twierdzą, że w obliczu zagrożenia widzieli przed oczyma całe swoje życie, a to chyba w parę sekund jest nie do streszczenia...
Dla mnie fenomen upływającego czasu zawsze był pasjonujący... Niektórzy się spieszą, bo czas tak szybko płynie... inni mają go na tyle, żeby wieść spokojne i ułożone życie...
Gdy jesteśmy zajęci czymś czas pędzi... jak tylko zaczynamy rozmyślać zwalnia i to bardzo... tak jakby chciał nam dać "czas" na zastanowienie...
Czy dwa dni mogą zmienić wiele w życiu człowieka? Oczywiście...
...i to wiele...

Zapytajcie kogoś, komu zostały dwa dni życia... albo kto za dwa dni wyjeżdża na koniec świata... albo dwa dni dzielą go od sukcesu... czy też się o owe dwa dni spóźnił, żeby wygrać swoje życie...

Ale jednocześnie dwie sekundy to wiele...

...czas jest nieogarnięty...

pzdr.
Ł.

niedziela, 1 lipca 2007

...come away...

Come away with me in the night
Come away with me
And I will write you a song

Come away with me on a bus
Come away where they can't tempt us
With their lies

I want to walk with you
On a cloudy day
In fields where the yellow grass grows knee-high
So won't you try to come

Come away with me and we'll kiss
On a mountain top
Come away with me
And I'll never stop loving you

And I want to wake up with the rain
Falling on a tin roof
While I'm safe there in your arms
So all I ask is for you
To come away with me in the night
Come away with me

//Norah Jones