poniedziałek, 23 kwietnia 2007

...szczęście?...

...czyżby wróciła mi radość życia?
...czy możliwe jest takie coś?
Chyba znowu się staję taki jak kiedyś - potrafiący się śmiać, cieszyć, żyć...
A wszystko to dzięki... no właśnie... dzięki komu/czemu... czyżby rozmowa z jednym z Niemców mi to dała... czy może spotkanie z dawno już niewidzianą, a jednocześnie bardzo lubianą znajomą...
Nie wiem... (chociaż mam nadzieję, że to drugie... bo w razie czego bliżej mam:P)... w każdym bądź razie cieszę się, że znowu w jakiś sposób czerpię radość z tego, że chodzę po tym świecie... może nie najlepiej ułożonym, ale jednak jakoś się da żyć...

Swoją drogą, dzisiaj przyszło mi na myśl, że przecież pech/tragedie dotyczą wszystkich... w każdej minucie coś się dzieje... ktoś się łamie... ale jednocześnie w każdej minucie jest ktoś kto się cieszy, żyje beztrosko... bawi się...
Świat jest dziwny... najlepsze jest to, że na wiele spraw mamy jakiś - chociaż nikły - wpływ... ;)

Ł.

piątek, 20 kwietnia 2007

...długa przerwa... ...nic nie zmienia...

... no i nie wiem jak to się stało, ale przerwa, którą zastosowałem w pisaniu bloga zrobiła się trochę za długa... nie myślcie, że nie dokonałem żadnych przemyśleń w tym czasie, czy też zniknąłem gdzieś...
JESTEM... MYśLę... nic się nie zmienia...

Można pomyśleć, że bloga traktuję tylko jako coś, gdzie mogę się wyżalić... i że niby teraz wiodę szczęśliwy żywot... ale tak do końca nie jest...
Miał się pojawić post o pechu... sprawie tak ważnej w moim życiu, bo tak częstej... ale się nie pojawił, to o pechu pisać nie umiem... znaczy się umiem, ale nie chcę, bo się boję, że wtedy wszyscy ode mnie się odizolują, bo pechem zdaję się zarażać ;)

Myślałem, że szybko się przystosuję do tego, co mnie czekało w Polsce... ale też się do końca tak nie da... parę spraw się zmieniło, parę straciło na ważności, ale pojawiło się też parę nowych... i tak:
1) są sprawy, które przestały mnie aż tak absorbować po powrocie do Polski (mimo, że nie chciałem, żeby tak się stało... część uczuć po prostu "wygasła", czy może lepiej "zbladła"...)
2) tracę kontakt z częścią osób, z którymi nie chcę tracić kontaktu... ale nie wiem czemu tak się dzieje, więc nie wiem jak temu zaradzić...
3) mam nadzieję... na powodzenie, na bezstresowe życie, na ... ale nie zawsze się wszystko udaje...
4) chciałem przestać się lenić... ale praca już mnie nie chce... nawet jak się o nią staram...
5) znowu nie mam punktu zaczepienia... a tego mi trzeba...
6) potrzebuję zrobić coś dla ludzkości... żeby się poczuć lepiej (wiem - to jest mocno egoistyczne, ale cóż...) - [idę oddać krew w przyszłym tygodniu]...
7) zająłem się mocno sportem... trenuję do zawodów... może nawet wezmą mnie do drużyny... jak nie... to po prostu kolejny wpis na liście "Niepowodzenia"...
8) wojsko... może oni mnie będą chcieli... (a tam nie trzeba za dużo myśleć...;) )
9) potrzebuję urlopu... od życia... (długi weekend może się okazać wspaniały do tego:P)...

I to by było na tyle, jeśli chodzi o to co jest, i co się działo po powrocie... do Polski... do rzeczywistości...

A poza tym, to u mnie stara bieda... nic się nie dzieje... nic co by było przewidziane i udane ;)

Ale mimo wszystko... świat jest piękny... ;)
(ostatnio łaziłem bez parasola po deszczu... dalej jest ok... da się chodzić i nie zwracać uwagi na "niedogodność" deszczu... czyli jeszcze optymizm we mnie jest :P)


pozdrawiam,
Ł.

czwartek, 5 kwietnia 2007

... nadzieja ...

... matką głupich... :P
Tak - tak mówią... może to i prawda, ale coś w niej jest... tajemniczego, magicznego... nie wiem... a może coś zupełnie zwykłego... może po prostu tak działa... a działa tak, że mimo, że się już dawno powinno stracić ją [nadzieję]... wszystko jej przeczy i wogóle jest "nie fajnie"... człowiek cały czas wierzy, że się uda, że się coś zmieni, że może jednak...
I tak właśnie mam/miałem [w niektórych sprawach czas przeszły] ja... nie wiem co sobie wyobrażałem... że wrócę to się wszystko zmieni, że problemy znikną, zacznie się sielanka... że będzie się wszystko układało, a świat będzie jak z utopii...
Heh... ale życie takie nie jest... im więcej kłód pod nogi tym ciekawiej... i trudniej jednocześnie... a przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo [przynajmniej mi nikt tak nie mówił]...

Dom... rodzina... życie... praca... nauka... przyszłość... i powiedzcie jak tu żyć bez nadziei:P

Zostałem osadzony w takich realiach, że, żeby się czegoś trzymać, to muszę mieć nadzieję... bo to jest jedyna rzecz, której się mogę trzymać (poza garścią przyjaciół i "przyjaciółek")...

oczywiście dalej jestem optymistą - żeby nie było... (bo takie oskarżenia się pojawiły...;) )
Ale czy potrafił bym teraz iść spokojnie, uśmiechnięty, zadowolony z życia... jak leje i każdy się chowa? - Nie wiem... dawno nie padało ;)


Ł.

poniedziałek, 2 kwietnia 2007

... be happy...

Here is a little song I wrote
You might want to sing it note for note
Don't worry be happy
In every life we have some trouble
When you worry you make it double
Don't worry, be happy......

Ain't got no place to lay your head
Somebody came and took your bed
Don't worry, be happy
The land lord say your rent is late
He may have to litigate
Don't worry, be happy
Lood at me I am happy
Don't worry, be happy
Here I give you my phone number
When you worry call me
I make you happy
Don't worry, be happy
Ain't got no cash, ain't got no style

Ain't got not girl to make you smile
But don't worry be happy
Cause when you worry
Your face will frown
And that will bring everybody down
So don't worry, be happy (now).....

There is this little song I wrote
I hope you learn it note for note
Like good little children
Don't worry, be happy
Listen to what I say
In your life expect some trouble
But when you worry
You make it double
Don't worry, be happy......
Don't worry don't do it, be happy
Put a smile on your face
Don't bring everybody down like this
Don't worry, it will soon past
Whatever it is
Don't worry, be happy

//Bobby McFerrin