sobota, 15 grudnia 2007

...sinusoida...

...moich uczuć...
...raz jest maksimum zadowolenia...
...czasem minimum dobrego nastroju...

...wszystko się zmienia...

pzdr.
Ł.

poniedziałek, 10 grudnia 2007

..najważniejsza znajomość ostatniego roku...

W związku ze zbliżającym się końcem roku zacznie się czas na podsumowania - co zyskałem, co straciłem, dlaczego było warto, dlaczego nie, ile razy zdradziłem siebie, a ile zostałem zdradzony... jak często raniłem i byłem raniony... generalnie to czy to był rok udany czy nie...

Zacznę od tego, że rok ten był dla mnie ważny z jednego powodu - miałem okazję spotkać, poznać i cieszyć się znajomością z pewną bardzo ważną dla mnie osobą...
Ci co czytają mojego bloga trochę dłużej niż od wczoraj wiedzą, że ten rok zaczął się dla mnie tragicznie - 1 stycznia straciłem Tatę... przeżycie ciężkie... długa choroba (a może nawet nie tak długa, ale bardzo ciężka) i w efekcie śmierć...
Czas niewątpliwie ciężki dla mnie... jednak o wiele łatwiejszy, ze względu na nią...
W sumie to, że żyję jak żyję zawdzięczam właściwie jej - inaczej mam wrażenie, że załamał bym się, a przynajmniej zagubił dosyć poważnie w tym co się działo...
...a teraz boję się, że jak ją stracę, to mi się nie uda odnaleźć...
...boję się, że nie umiem bez niej żyć...
... a tak właściwie, to mam wrażenie, że mogła by to być osoba, z którą bym mógł spędzić resztę życia... być na dobre i złe... i nie dlatego, że jest ideałem... tylko tak po prostu... za nic... a może za wszystko... i wiem, że jeśli by była taka możliwość, to bym się nie wahał...

Dzięki N. że jesteś... w jakiejkolwiek formie znajomości...

...noc...

...dziwnie tak jakoś - nigdy nie miałem problemów ze spaniem... a właściwie moim problemem było to, że spałem za długo... dzisiaj się jakoś nie da... nie wiem od czego to zależy - czy ma na to wpływ wczorajszy wieczór, czy może cały dzień.... a może po prostu świadomość, że chyba nie wszystko można osiągnąć...

Zaczynam być zły na siebie... za to co robię, jak robię... za brak panowania nad sobą...

Chyba mam nadzieję na za dużo.... a życie wiadomo jakie jest...


Może mi się jeszcze uda przespać przed pracą... więc kończę pisanie i próbuję usnąć...

pzdr.
Ł.

PS pierwszego grudnia napisałem posta, którego nie opublikowałem... nie opublikowałem sam nie wiem czemu... ale wiele z tego co wtedy napisałem jest jakby aktualne... i to powoduje u mnie strach...

sobota, 8 grudnia 2007

...jak się czegoś bardzo chce* i się dąży** do tego...

...to się to osiągnie...




...podobno...




* - tylko jak bardzo bardzo trzeba czegoś chcieć, aby było wystarczająco...
** - tylko jak długo trzeba dążyć, żeby w końcu osiągnąć cel...

sobota, 1 grudnia 2007

...i stał się grudzień...

...życie mija - było o tym w poprzednim poście...
...a ja dalej nie mam tego co bym chciał (ale było w poprzednich postach, że nie zawsze można mieć to co się chce)... nie mam cartoonów, nie mam czegoś głębszego wokół czego bym mógł snuć kanwę swojego życia...

Mam za to wrażenie... wrażenie, że kopię dołek - i to całkiem spory... dysponuję dobrą saperką... dołek pod sobą... swoim zachowaniem, swoją naiwnością, tym, że nie słucham tych co niby wiedzą co i jak, tym, że nie chcę tak naprawdę porzucić nadziei...
A jak już wykopię ten dołek - oczywiście odpowiednich rozmiarów - to w niego wpadnę... i się w nim urządzę... albo i nie... bo nie wiem czy będzie wygodny...

No chyba, że grudzień coś z sobą niesie... jakąś zmianę, "dobrą wróżkę" co odmieni parę spraw... pozwoli zapomnieć o tym po co jest saperka, albo pokaże jak użyć jej w inny sposób...

ale to będzie widać... później... na razie jest środek nocy - więc się położę... i będę starał się nie myśleć za dużo...

pzdr.
Ł.

PS zastanawiające jest to w jaki sposób, kiedy i w jakich okolicznościach "spotykamy" innych... niekoniecznie w realu...