poniedziałek, 26 lutego 2024

1/7

 Co sprawia, że życie, którym żyjemy daje nam satysfakcję, zadowolenie, że jak całościowo popatrzymy wstecz, to możemy powiedzieć "Mam (przynajmniej) dobre życie"? 

Zagadnienie ciekawe i skomplikowane. Często po prostu żyjemy. Bez zastanowienia głębszego. Refleksja przychodzi czasem, albo nie przychodzi w ogóle. Albo jak przychodzi to ją ignorujemy, staramy się zepchnąć gdzieś. Bo czasem po co coś zmieniać, skoro przecież wszystko się klei. 

A co, gdyby tak zacząć projektować swoje życie? Działać na jego korzyść. Bo oczywiście możemy założyć że wszystko się uda i spadnie nam z niebo, czy też jakoś do nas dobre przyjdzie. Ale może lepsza strategia to wyjść do tego dobrego. Da się?

Nie wiem.

Ale pewnie tak. 

Czy wymaga to wysiłku? Odkąd studiuje szczęście to wiem, że jest to kawał pracy. Ale pracy, która daje efekty. Więc jestem przekonany, że ten wysiłek jest cenny i wart poniesienia. 

Więc jak to zrobić? 

First things first. 

Zrozumienie.

To tutaj wszystko się zaczyna. Musimy dać sobie przestrzeń do refleksji nad samym sobą. Porozmawiać ze sobą. Brzmi szalenie. Ale jak się wie po co, to da się i że sobą samym rozmawiać. 

Znam takich, co mają nawet to po planowane w kalendarzach! "Spotkanie z mną" Pozwala sięgnąć w głąb. Zaplanowane pomaga wyciągnąć wiele. 

A przede wszystkim daje nam możliwość zorientowania się jak się czujemy tak naprawdę. A to jest pierwszy krok do tego, żeby projektować życie/szczęście! 

Więc zastanów się raz na tydzień albo częściej jak się czujesz. Znajdź słowo, które to opisuje. Dobra praktyka (być może o niej już pisałem) jest zapisywanie sobie codziennie trzech momentów radości, zadowolenia w ciągu dnia i refleksja nad tym co je spowodowało. To daje nam późniejsza siłę i samoregulację. 

Wiec nie czekaj. 

Kto/Co daje Ci prawdziwą radość? 

Jakie są drobne niuanse, które sprawiają że coś postrzegasz jako pozytywne lub negatywne? 

Kiedy jest Ci najbardziej smutno i dlaczego (btw smutek nie jest zły, czasem go potrzebujemy)? 


Pomyśl, warto. 


A kolejne 6 punktów wkrótce ;) 


Miłego poniedziałku! 

Ł. 

czwartek, 22 lutego 2024

Zlepek....

 Na wstępie disclaimer.

To jest post ulepiony. Ulepiony z postów, których nie publikowałem ostatnio, mimo, że jakoś tam pisałem. Dlaczego nie publikowałem - nie wiem. Dlaczego publikuję - nie wiem. Czy coś wiem? Niespecjalnie.


14.02 Walentynki.

Super dzień! Wyjazdowy. Generalnie ten tydzień jest w pewien sposób w takim ruchu, że się nie idzie zatrzymać i pomyśleć. Mam wrażenie, że dużo na siebie biorę. Znowu. Wczorajsze spotkanie - na szczycie. Jak zawsze. Musiałem się odezwać. A tym samym wystawić? Pokazać? Po cholerę zawsze się pcham przed szereg. Zwykle tylko dodatkowe rzeczy z tego są do zrobienia, a profitów - nie czarujmy się - niewiele.

Co do Walentynek - nie wypowiadam się. Nie dostałem żadnej. Ale kij w oko - przyzwyczajony jestem. W zasadzie w sumie nie oczekiwałem. Dzień jak co dzień, tylko w Warszawie.


16.02 Trasa

No i kolejny dzień trasa, kolejny dzień "przesiedziany". Zrobione - całe nic. Trochę na telefonie pchnięte. Ale dalej brakuje procesu, a jest tylko praca ad hoc. Co dzień obiecuję sobie, że się to zmieni. Zmienia się? Może trochę.

Kato objechane na luzie. Jest dobrze.

Czas na myślenie.

Z młodym wybraliśmy się na wycieczkę na SOR - sporo czasu na myślenie. Trochę zajmował uwagę, ale też mogłem poobserwować ludzi. Niektórzy na siłę pchają się do życia innych. O mały włos, a nie miałbym nowej znajomej, dla świętego spokoju, bo co kobieta zagadywała to głowa mała. Bilans - przetrwaliśmy, gość jest prawie zdrowy. 

Cały tydzień w zasadzie wieczorami go kołyszę, a to się przekłada na nie pracowanie.


Weekend.

Praca - znowu. Cały weekend. Czy to lubię? Czasem tak, czasem mam dosyć. Ale to ostatni zjazd.

Dzisiaj trafiłem na taką sentencję, która we mnie jakoś rezonuje. Pewnie coś z tego powstanie.

Miłość to dawanie komuś mocy, aby cię zniszczyć, i ufanie, że z niej nie skorzysta.

Simon Sinek (taki Paulo Coelho dzisiaj)

I teraz co z tym zrobić. Definicja miłości jak złoto. Po co ją publikuję? Bo mi się podoba. Kiedyś może napiszę dlaczego.


Jakoś zrobił się 19.02

W weekend myślałem o tej definicji, bo mi z głowy nie wychodziła. Dlaczego? Bo już kiedyś zastanawiałem się nad tym, czy można kochać więcej niż jedną osobę. Znaczy się wiadomo - dzieci czy rodziców to inny temat. Ale w zasadzie "obce" nam osoby. Czy jest to możliwe, zdrowe, poprawne?

I dlatego ta definicja mi pasuje. Bo na to pozwala. Miłość to otwartość, szczerość, może trochę tak, jakby "stanąć przed kimś nago" (oczywiście w przenośni). Czy może nas zniszczyć takie otwarcie? Może. I to w opór. Skąd wiem? Bo już się tak niszczyłem wielokrotnie. Tylko wtedy nie znałem tej definicji.

I właśnie - czego się najbardziej boję? Tego, że ktoś nagle wpadnie na pomysł, że w zasadzie można by mnie zniszczyć. I to zrobi. [kurtyna]

Mój problem polega na tym, że się relatywnie szybko angażuję, a w drugą stronę zdecydowanie wolniej. Odpuszczam wolno i powoli. Ale może taki mój urok.


Wtorek.

Zostałem zniszczony. O i tyle na dzisiaj.

Opanowanie, cierpliwość, szczęście. W ciągu milisekund się ulotniło. I się po prostu nieprzeciętnie wkurwiłem.

A... i dzisiaj padł żart, który mi zrył beret. Tak. Został w głowie. Mimo, że to żart. Ale mówią, że w każdym jest jakaś prawda. Nawet go nie pamiętam, ale pamiętam sens.


Środa

Na speedzie. Ale muszę napisać. Dwie grube rozmowy. Wnioski? Nie tylko mi się nie chce pracować - marne pocieszenie, ale zawsze. I drugi - może być tak, że świat nie jest taki, jak go postrzegamy.

Co z tym? Nie wiem.


Czwartek

6:36 postanowiłem opublikować zeszły tydzień. Po co? Patrz wyżej.

Dzisiaj będzie piękny, produktywny dzień. Albo nie.

Dzień dobry!


Ł.

sobota, 10 lutego 2024

nie...

 ...pisałem od ponad tygodnia.

Dlaczego? I dlaczego akurat dzisiaj piszę?

Myślę, że i jedno i drugie mam w głowie zdefiniowane.

Tak jest. Po prostu. Może, jak mam się jak wygadać, to mniej piszę. A może po prostu są dni lepsze i gorsze na pisanie.

A dzisiaj piszę, bo mam chwilę czasu. Piję tragiczne, mocne Porto, położyłem najmłodszego spać, sam prawie usnąłem, ale wiedząc jakie mam tyły w pracy (no a jak! przecież jestem najlepszym prokrastynatorem ever!), zrobiłem wszystko, żeby się zmobilizować i usiąść do komputera.

Dlaczego?

Bo klienci są, więc warto o nich zadbać...

Mogą być nowi - więc warto zadbać o nowych.

Jest jedna skrzynka pocztowa, na którą notorycznie boję się zaglądać. Muszę to poprawić, czyli być tam raz dziennie - i będzie spokój.

Mam sporo do ocenienia. Mam klucz do napisania. Mam karty do zrobienia.

Dlaczego się to nawarstwia?

Bo obok jest ... i remont, życie, rodzina, praca, praca, praca, nawet Netflix jest. Chociaż zminimalizowany maksymalnie.


Jakie dzisiaj pytanie filozoficzne sobie zadaję?

Po co w ogóle jestem. Czasem - i mówię to z pełnym przekonaniem - swoim jestem robię krzywdę, przykrość, czy sam nie wiem... czasem mam takie uczucie, że jestem zupełnie zbędny na tym świecie. Ba - świat by się maił lepiej beze mnie. No ale jestem. Nigdzie się w zasadzie nie wybieram. Więc i będę. Chyba, że Najwyższy (od Którego ostatnio jakoś tak dalej jestem) zdecyduje inaczej. Czasem mnie to nawet ciekawi. Jak to jest po drugiej stronie. Są dni, a może wieczory, kiedy naprawdę chciałbym spotkać Tatę. To już 17 lat. A ja nadal zastanawiam się dlaczego musiał odejść.


Brakuje go.

Tak bardzo. Tak bardzo, że nawet nie umiem tego wyrazić.


Zwykle mówię o sobie, że ogarniam. Ale są - uwaga - mikromomenty, że nie ogarniam po całości. I chciałbym, żeby On był. Powiedział mi co robię źle, albo co jego zdaniem powinienem zrobić.

W głowie mam jego obraz. Surowego dosyć mężczyzny, ale świadomego, inteligentnego, jakoś tam czułego. Do dzisiaj pamiętam, jak mnie przytulał, po tym, jak prawie się utopiłem - bo byłem cwaniakiem, który "da radę". Do dzisiaj pamiętam, jak usłyszałem od niego, że "najgorsze, co mu w życiu wyszło to dzieci" i jak wtedy zbudowałem w sobie siłę, żeby starać się być porządnym człowiekiem. Do dzisiaj pamiętam jak jego koncepcje - nijak nie dające się wdrożyć - musiały być przetestowane - i co w związku z tym zwykle słyszałem. Ale do dzisiaj pamiętam też, że to On pokazał mi jakim być mężczyzną. Oddanym. Nie sobie. Wszystkim dookoła. U niego zawsze On był na końcu. Wcześniej byli wszyscy inni. Magik jeśli chodzi o czas i ilość realizowanych działań. Magik, jeśli chodzi o siłę fizyczną i hart ducha. Wstawał wcześnie. Nie marnował dnia. Miał nawyki - które każdy szanował. Zdecydowanie był mentorem.

Jeśli ktoś zastanawia się skąd się wziąłem ja.... To odpowiedź jest prosta. On nauczył mnie wszystkiego. Życie to zweryfikowało. Ma to swoje plusy i minusy. Czego jest więcej? Nie wiem.


Rzadko płaczę. Bardzo rzadko. Ale... That's the moment.


Najlepszego! Bo powtarzam jak mantrę życzenia najlepszego dnia tego roku! Bo warto!

Ł.


P.S. Dlaczego akurat dzisiaj piszę? Bo mnie o to poprosiła rzeczywistość. A dlaczego taki post? Bo jak zaczynałem pisać miał być o czymś zupełnie innym. Ale wszedł na to Tata...

czwartek, 1 lutego 2024

... O i tak. Dzień za dniem.

 Od czego by tu zacząć, jeśli się nie ma planu. 

Może od tego, że dzisiaj jest czwartek. Od jakiegoś czasu taki o dzień. Wynika to z oswojenia. Ale nie o tym dzisiaj. 

Ostatnio zasypiam w 3 sekundy. Nie wiem czy się już zmęczyłem, czy poprostu ciśnienie nie takie. Ale mi to przeszkadza. Bo nie specjalnie to kontroluje. Temat pod zastanowienie co z tym zrobić. 

Wylistowałem swoje "projekty", bardzo źle to wygląda - znaczy jest dużo. Przerażająco dużo. Ale wiem, że bez problemu w moim zasięgu. Zastanawiam się tylko jak te tematy ogarnąć, żeby mi nie umykały. 

Wczoraj poznałem nowe słowo. Nieczułość.

I tak się zastanawiam, jak bardzo jestem/byłem/będę nieczuły. Bo łącze je mocno z zaangażowaniem, odpowiedzialnością (mimo, że wiem, że te dwa leżą obok, a nie zazębiają się). I jeszcze myślę czy to jest nieokazywanie uczuć czy ich brak, tam gdzie kiedyś były.

I jeszcze czy jak w jednym miejscu mamy nieczułość, to czy szukamy innego źródła czułości (i zdecydowanie odrywam się tutaj od fizyczności). A jak szukamy, to czy nie krzywdzimy tym samym innych... 

W zasadzie tutaj wypadałoby napisać "Przepraszam Cię, za to jaki jestem".

O i tak. 

Tak kończę na dzisiaj. 

(To jest optymistycznie) 

Ł.