środa, 31 października 2007

...

...zaczynam się kończyć...
...życie mnie przerasta powoli...

...boję się... boję się, że sam sobie nie poradzę... :(

Foch na życie... foch na wszystko...

pzdr.
Ł.

//możecie mówić, że się użalam nad sobą... i tak mam to daleko w ...

sobota, 27 października 2007

...fixed...

...dzisiaj naprawiłem termę...
...wszyscy na nią narzekali, chcieli ją wymieniać...
...chcieli wyrzucić...

...fachowiec G. był i oglądał...
...nie naprawił, a popsuł bardziej...

...mi się udało...

Gdyby tak w życiu mi się udało wszystko naprawiać... niekoniecznie znając się na wszystkim...

...było by pięknie...

[Naprawa termy podniosła moja samoocenę i delikatnie poprawiła humor...]

pzdr.
Ł.

piątek, 26 października 2007

...niewidka...

...czasami chciałbym zniknąć... zniknąć i zobaczyć jak wpływa to na innych... ciekawy jestem reakcji lub jej braku, ciekawy jestem jak szybko by zauważono, że mnie nie ma...
...czasami chciałbym zniknąć... upozorować śmierć... zobaczyć kto przyjdzie na pogrzeb, a kto nie... kto się będzie cieszył, a kto rozpaczał... a kto podejdzie do tematu bez emocji... kto uroni łzę, a kto tylko powie: "Szkoda, że odszedł..."...

a wszystko to za sprawą obecnego humoru i pewnego Łukasza...

pzdr.
Ł.

...samotność... i piątkowe wieczory...

...piątek wieczór... późny wieczór... jak zwykle dopada mnie okrutne uczucie... uczucie samotności...
jest to silniejsze ode mnie...
...co mnie najbardziej przeraża, to to, że zostanę "sam" do końca już... "sam" a nie sam, bo zawsze mogę pojechać do któregoś z przyjaciół... zostać zmaltretowany przez żonę jednego z nich... móc się poprzejmować ich życiem... starać się udawać, że jest ono trochę moje...
...ale brakuje mi jej - drugiej połowy mnie... mojej duszy, kawałka cienia...
...nie ma się do kogo odezwać... nie ma na kogo spojrzeć... nie ma... nie...
...zaczynam mówić do siebie... ponoć człowiek czasem potrzebuje porozmawiać ze swoją duszą... szkoda, że moja jest gdzie indziej... mówię do swojej pustki, starając się ją przekonać do czegoś, czego ona nie akceptuje...
Co więcej poczucie samotności jest wzmagane przez oczekiwanie na wynik rozmowy o pracę... jestem teraz zawieszony - w powietrzu... nie stąpam po Ziemi, ale i nie dotykam Nieba... Pozostaje mi cierpliwie czekać, a czekanie w pojedynkę jest trudne... bo stwarza okazje do myślenia...
...stanę się poważnym człowiekiem? czy dalej będę mógł wieść beztroskie życie spontanicznego świra... beztroskie... śmiać mi się chce... ale "beztroskość" mojego życia to inny zupełnie temat...

Nie wiem ile osób jeszcze czyta tego bloga... może nikt (wtedy by było chyba lepiej... myśli kołatały by się tylko w moim umyśle i tutaj... nieuwalniane przez innych do świata zewnętrznego)... a może jest ktoś, kto to czyta i stara się zrozumieć... albo i czuje czasem, że piszę o nim samym...
...jest to możliwe... nawet bardzo...


...straciłem nadzieję?...

pzdr.
Ł.

wtorek, 23 października 2007

...odpuścić?...

Czasami nachodzi mnie myśl, że może lepiej by było sobie odpuścić... różnie bywa co odpuścić, ale myśl jest dziwna i jakby odsysa ze mnie życie...
...czasem wydaje mi się, że powinienem sobie odpuścić starania o... ale z drugiej strony nie chcę tego robić, mimo, że ze starań (chyba) nic nie wychodzi...
Działania zdaje się wypełniają nasze życie po brzegi - to tutaj coś robimy, tam gdzieś pojedziemy, o kogoś się zatroszczymy... a wszystko to razem wzięte - mimo, że wykonywane często z dużą ilością trudu i zaciętości... mimo, że powoduje zmęczenie - daje nam satysfakcję, że nasze życie przeżywamy... że nie wegetujemy, tylko żyjemy...

...i chociaż czasem nam nie wychodzi, to mimo wszystko warto się starać...

[no dobra... może tylko jak tak mam... sam już nie wiem:P]

pzdr.
Ł.

czwartek, 18 października 2007

...są ludzie...

...w moim otoczeniu są ludzie, którzy stwarzają mi poczucie bezpieczeństwa... pewności... dają wiarę w to, że postępuję właściwie... z przyjętym kanonem, z własnym ja... ze światem...

Takich ludzi zwykłem nazywać przyjaciółmi... jest ich niewielu, ale są wielcy...
...a liczyć można na nich zawsze...

Dziękuję...

pzdr.
Ł.

środa, 17 października 2007

...dobry?... ...zły?....

podstawowe pytanie... lepiej być dobrym, uczynnym, "przydatnym", starającym się...
czy może złym, niekulturalnym, bezczelnym, nieszanującym innych i agresywnym...

...jakim lepiej być w dzisiejszym świecie?...

i dlaczego...

(zagubiony dalej jestem...)

pzdr.
Ł.


//post inspirowany rozmową z Agatką...

...thinkin'...

Yesterday I saw the sun shinin',
And the leaves were fallin' down softly,
My cold hands needed a warm, warm touch,
And I was thinkin' about you.

Here I am lookin' for signs to lead me,
You hold my hand, but do you really need me?
/Norah Jones/


pzdr.
Ł.

niedziela, 14 października 2007

...patriotyzm...

...wczoraj, dziś i jutro...
Czym jest dla nas patriotyzm?
...poświęceniem dla ojczyzny?
...szacunkiem dla flagi i godła?
...szacunkiem i znajomością hymnu państwowego?
...poparciem dla rządu?
...udawaniem, że Polska jest najlepsza?

Jak dla mnie to w sumie - mimo, że zostałem wychowany w duchu patriotycznym (szacunek dla ojczyzny i przodków) oraz przekazany został mi pełen pakiet wartości związanych z krajem... to w sumie nie wiem co to znaczy być patriotą dzisiaj... bo chyba trudno jest nim być jak się wszyscy kłócą u władzy, nie wiadomo kto ma rację, a prowadzenie społeczeństwa polega na okłamywaniu go i praniu publicznie brudów przeszłości...
Jestem Polakiem - jestem z tego dumny... ale nie dlatego, że premier Kaczyński jest taki, a prezydent Kaczyński taki... że Kwaśniewski jest "chory"... a Ziobro zwalcza korupcję... Jestem dumny, bo moi dziadkowie (mówię generalnie, nie konkretnie) byli Polakami - walczyli za ojczyznę, czy istniała na mapie Europy i Świata, czy nie... czy bycie Polakiem było karcone, czy nie... walczyli oni za Świat i Polskę, narażając a często tracąc swoje życie... dlatego jestem dumny z Polskości...

A skoro jestem dumny z tego, że jestem Polakiem, to chyba idzie za tym patriotyzm...

Muszę jeszcze wiele zgłębić - na temat mojej rodziny, moich przodków, bo dzisiaj zdałem sobie sprawę, że o części nich nic nie wiem, albo bardzo mało... a szkoda, żeby wiadomości o ich poświęceniu zaginęły razem z pamięcią....

pzdr.
Ł.

środa, 10 października 2007

...w drodze...

...dzisiaj tu, jutro tam...
...dzisiaj Lublin, jutro Nisko...
...za tydzień Warszawa...
...dużo najbliższego czasu spędzę za kierownicą samochodu...
...ale lubię to... lubię czuć się bezpiecznie w zaciszu fotela kierowcy, słuchając ulubionej muzyki... rozmyślając... bo myśli wtedy pędzą niczym słupki odległościowe... przychodzą, mijają... zaledwie parę sekund trwają... ale często są ważne...

szukam siebie... próbuję zgadnąć jak powinienem żyć... czemu się poświecić... komu bezgranicznie zaufać...

...czekam...

...kiedyś to przyjdzie...

...a teraz w drogę...

pzdr.
Ł.

wtorek, 9 października 2007

...masayski wniosek...

...ostatnio na weekendzie dane mi było spotkać Masaya - przyjaciela, twórcę opowiadań, samuraja pasjonata... człowieka na pewno bardzo ważnego w moim życiu - swego rodzaju momentami przewodnika... nauczyciela... mistrza...
Życie go rzuciło daleko - do Wrocławia... przez to skończyły się spacery, rozmowy, dywagacje i temu podobne rzeczy na co dzień... teraz jest to "od święta"... i takim świętem był miniony weekend...
Ale nie do końca o samym spotkaniu chciałem pisać... bardziej o wnioskach z niego ;)
Masay sprzedał mi patent - właściwie sposób na życie... dziwne, że go trochę kupiłem, a jeśli nie kupiłem, to rozważam nabycie... może dlatego, że Masay jest tak jakby moim odbiciem w pewien sposób... są sprawy w których mamy identyczne zdanie ;)...
Sposób ten jest prosty - dążyć do celu... wielkiego oczywiście... ale skupiając się na pośrednich mniejszych i łatwiejszych do osiągnięcia... i w ten sposób niepostrzeżenie osiągnąć coś dużego...

Mam tylko obawę, czy się uda... (a wiąże się to z moim jednym marzeniem...)

pzdr.
Ł.

...wydaje mi się...

W korelacji do bloga Just zacząłem się zastanawiać ile z tego co wiemy jest pewne, a ile się nam wydaje...
Wnioski są w sumie straszne... bo wychodzi na to, że 99% z tego co jest u mnie, to polega na wydawaniu się... pewników jest niewiele... nawet ugadując się z siostrą na obiad mówię: "Wydaje mi się, że o tej i o tej będę wolny..."...
wydaje mi się, kiedy wrócę do domu...
wydaje mi się, że skończę to i to...
wydaje mi się, że żyję...
wydaje mi się, że znam siebie...

Ale może o to chodzi? żeby dążyć do tego co się nam wydaje naszym życiowym celem... nie do końca będąc pewnym co i jak?... w końcu pewność powoduje swego rodzaju nudę...

pzdr.
Ł.

środa, 3 października 2007

...pustynia...

...moje życie i pustynia... dwie sprawy na pozór nie mające nic wspólnego... a jednak ja widzę jakieś zależności...
...moje życie - pełne piachu... zapchane nudą i prozaicznością codziennych zmagań... pełne fatamorgany spokoju... pełne nadziei na rwący strumień przygody... z nielicznymi oazami, kiedy mi jest dobrze i nie chciałbym, żeby dana chwila się kończyła...
Tak właśnie jest... zdaję sobie z tego sprawę, ale nic nie robię, żeby zaorać hektary piachu, zbudować kanały melioracyjne uczuć i użyźnić nieurodzajną przestrzeń mojego ja... a dlaczego nie robię nic? - nie wiem:P i to jest najgorsze... chociaż może czekam, aż ktoś przyjdzie i zajmie się zaniedbanym kawałkiem mojej przestrzeni ;)

(albo się starzeje, albo coś ze mną nie tak... zaczynam pieprzyć od rzeczy...)

W każdym bądź razie - dawno nie pisałem, bo nie było weny, nie było słów, żeby ubrać myśli... a teraz piszę, jakby czasem ktoś miał ochotę wiedzieć jak u mnie leci ;)
No więc - ani nie jestem szczęśliwy, ani nie jestem zrozpaczony... jestem nijaki i to powoduje u mnie pewne obawy... bo ani zimny, ani gorący...

Zaczął się dla mnie ostatni rok studiów - daje to do myślenia, to i wiele innych rzeczy też daje do myślenia, a ja na przekór wszystkiemu robie rzeczy, które myślenie zabijają ;)

Wakacje minęły - nawet ich nie zauważyłem zbytnio, bo nigdzie właściwie nie wyjechałem... ale cóż...
Chciałbym mieć psa, ale mi nie wolno (w domu)... no i nie mam gdzie go trzymać (w Rzeszowie)...
Miałem zrobić coś nie dla siebie... zabrakło siły? zapału? chęci? czy może robiłem "coś bezinteresownego" po to, żeby zainteresować pewną osobę? a teraz może już mi się nudzi wzbudzanie zainteresowania? bo ileż można?
Z drugiej strony ja to wytrwały jestem (chociaż może nie we wszystkim) i raczej jeszcze nie poddaję się... no właśnie... nadzieja mnie kiedyś zabije, bo wiecznie się kręci gdzieś koło mnie i nawet jak zwątpię tak strasznie strasznie, to zaraz się przyplącze i znowu się łudzę...

Skaczę z tematu na temat... nie potrafię trzymać "siebie" w ryzach...

Wiele bym chciał, mało osiągam... coś trzeba zmienić...

...ale jak?...



...żeby ciągle być sobą?...

pzdr.
Ł.