sobota, 21 lipca 2007

...jeszcze jeden dzień...

...jeszcze jeden rok... tak właśnie - przed lekko ponad 3 godzinami skończył się dzień moich 23 urodzin... zadziwiające jak ten czas szybko płynie... pędzi na nic się nie oglądając...
Upłynął kolejny rok... co mi dał, co ze sobą zabrał? Był to rok znaczący - i to bardzo...
Zaczął się 21 lipca 2006 roku - co wtedy było? - Nie pamiętam - przecież to był tylko zwykły dzień... a może powinienem pamiętać? - w końcu to był jeden dzień z mojego życia... zaczął się i leciał... szybko... choroba Taty, moje wewnętrzne rozdarcie co robić... kolejne wakacje upływające na robieniu tego czego nie chce...
Minął lipiec - nastał sierpień - nie wzięli mnie do wojska... może to i dobrze... pielgrzymka - nie w tym roku... sierpień się zaczął i skończył szybko... zleciał na zwykłych pracach w domu...
Czas na wrzesień - czas na Poznań... dowiaduję się, że jak będę coś kiedyś robił co mnie nudzi to się zamęczę - jeden tydzień na praktykach... poznanie pewnej B... u której mieszkałem i której się starałem pomagać (że niby "złota rączka")...
Październik - auto, pierwsza stłuczka... spotkania integracyjne aparazzi... początek znajomości... najważniejszej w tym roku na pewno... znajomości z N... po części to dzięki niej się trzymałem przez kolejnych parę miesięcy...
Listopad, grudzień... upływały szybko - uczelnia, wypady na badania z Tatą... przeczucie, że już niedługo z nami zostanie...
Próby stworzenia Stowarzyszenia Fotografików...
Koniec listopada - Borat ma już młodego - nie wiem czemu, ale sprawiło mi to wielką radość... :)
Wigilia - "eRka" przed domem, strach... początek końca... święta - takie jak nigdy, tak naprawdę nikt się nie cieszył... nie było z czego... Koniec roku kalendarzowego - cmentarz, nocny patrol, Jack Daniel's, Ewelinka i Masay... Matysówka...
01.01.2007 - nigdy tego dnia nie zapomnę... odchodzi mój Tata - ok. 17... pierwszy raz zdarza mi się czuć tak rozsypanym... właściwie nie wiedziałem co mam robić - już tydzień później miałem lecieć do Finlandii...
Kilka dni - spędzone w gronie przyjaciół... dobrze, że byli... Pogrzeb - czułem, że jestem częścią swojej grupy ze studiów - byli niemal wszyscy, a nie wiedział prawie nikt...
Wyjazd na stypendium - trzy miesiące szaleństwa... narty, kąpiel w przeręblu, wędkowanie pod lodowe, sauna, sanki, salmiaki... Powrót - zderzenie się z rzeczywistością - a to już początek kwietnia. Wielkanoc, kongres PR... próby podjęcia pracy... czas nie folguje... pędzi na złamanie karku... szkoła letnia i już czerwiec...
Czerwiec upłynął głównie na sprzątaniu - w relacjach... a konkretniej w relacji... układanie tego, co inni usilnie próbowali rozsypać...
Koniec czerwca - ucieczka w Bieszczady... z N... dwa dni... wiele prawdy, parę dobrych uczynków... znalezienie końca świata...
Lipiec - szybko leciał, jakiś Polańczyk, Kraków, dużo Rzeszowa...
i już mamy 19 lipca - spacer z M.H. i M.H... zaślinienie telefonu... wieczorna wizyta na rynku, poważna rozmowa... i pobudka 20 lipca 2007... i tak mi minęło...



A teraz kolejny rok leci... już zaczął... już 3h 25 min. zleciało...

A gdzie czas na to, żeby być sobą?


pzdr.
Ł.

Brak komentarzy: