niedziela, 8 lipca 2007

...sens...

...czy można utracić sens życia w ciągu sekundy?
...czy siadając o 04:36 w niedzielny ranek/niedzielną noc przy komputerze, włączając muzykę, sprawdzając maile, nagle doznać olśnienia, że właśnie Twoje życie coś traci? i to coś ważnego...
...albo inaczej, zdać sobie sprawę, że czegoś ważnego nie będzie... coś na co mieliśmy cichą nadzieję...

Chyba można - takie mam wrażenie pisząc tego posta... nie pytajcie o co chodzi dokładnie... nie wiem czy umiem sam to określić... po prostu zdałem sobie sprawę z tego, że coś nie jest mi dane przeżyć i nie mam się co łudzić... i nie to, żebym był jakimś smutasem, czy zły z tego powodu... po prostu to do mnie dotarło... a w sumie jakbym miał określać swój stan ducha, to chyba raczej zadowolony jestem... może nie w 100%, ale coś tam jest zadowolenia ;)

...jak to się dzieje?
...kto rozdziela "przygody"?
...kto napisał scenariusz?

pzdr.
Ł.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

po co doszukiwać się sensu życia skoro to tylko 42?
brać od życia co daje i do przodu i bedzie nie?