Serio.
To jest zdecydowanie najlepszy maj w tym roku. Lepszego nie będzie.
Jestem zaborczy, nieodpowiedni, krzywdzący. Jestem wyjątkowy. Tak. Na pewno drugiego takiego nie znajdziecie.
Ten miesiąc to miesiąc, w którym wpadają dwa projekty. Nie śmieciowe. Poważne. Bardzo poważne. Oba z zagranicznym kapitałem. Konkret. Biorąc oba, albo angażując się w jeden - mogę odciąć Uczelnię. Mogę. Nie robię tego.
Dzięki komuś zacząłem być efektywny. Powiedziałem sobie, że warto dla tej osoby się starać, pokazać dobry przykład (czy właściwie z niej go wziąć). Zacząłem, ale nie wiem czy nie odpuszczę.
Oba projekty wziąłem. Z drugiej strony (od tych, od których projekty spłynęły) usłyszałem "Brillant!" oraz "Łukasz, czuję, że to będzie wielka rzecz". W oba nie mam podstaw nie wierzyć. Ale nie wierzę. Nie wierzę, że jestem w stanie dowieść cokolwiek, dla kogokolwiek. Szczególnie w takiej chwili jak teraz. Gdzie mierzę się bardzo nisko. Jakbym nie zasługiwał na nic.
Ktoś mi przypomniał jak to jest cieszyć się chwilą. Każdą. Byle gdzie. Ważne z kim. Postaram się nie zapomnieć.
Jestem spierdolony. Przez to wyjątkowy. Bo drugiego tak spierdolonego nie znajdziecie.
Znam swój potencjał. Jest naprawdę spory. Podobnie jak ambicja. Wiem ile, jak i co mogę zrobić. Wiem na ile pewne rzeczy nie mają znaczenia, a jednocześnie gdzie tkwi szczegół. Jak sprawić, żeby rzeczy po prostu się udawały, jak sprawić, żeby chociażby cashflow się zgadzało. Bardzo zgadzało. Nauczyłem się tego. Wiem. Potrafię. Nie daje mi to satysfakcji.
Są rzeczy, których nie kontroluję. I nawet to nie jest kwestia, że potrzebuję je kontrolować. Chciałbym się im po prostu oddać i płynąć z nurtem. Ale zaczepiłem o jakieś krzaki... i nurt mnie opływa... a ja jestem w miejscu.
Dookoła nicość. Nawet nie ciemność. Po prostu nicość.
I jeszcze jedno zrozumiałem dzisiaj. Że jestem przepływającym przez palce epizodem, chwilą, która wydaje się nie mieć znaczenia. Ot tak, wydarza się i znika. Chociaż może czasem lepiej być chwilą, niż nie być w ogóle...
Gdyby ten blog mógł być doktoratem, to bym miał już dwa. Gdybym czuł, że doktorat jest mi naprawdę ważny, zrobiłbym go w pół roku. Gdybym .... gdybał mniej, może bym coś zrobił.
Jestem codziennym typem.
Czyt: jestem nijaki.
I może uda mi się w końcu zobaczyć tą jebaną zorzę polarną na trzewo... bo w Finlandii to sam nie wiem czy nam się nie wydawało... a wróć... już nie na trzeźwo...
Spierdolony.
PS dla odmiany we wtorek lub środę napiszę coś jeszcze bardziej pozytywnego!
PS2 Robię bardzo zajebiste rzeczy. Często ludzie się zastanawiają jak, skoro sprawiam wrażenie, jakbym nic nie robił. Ale to jest moja super moc. Więc jak piszę, że jest słabo, to tylko przecież chwila... ułamek... wieczność...
PS3 (pewnie będzie ich jeszcze kilka dzisiaj) taka impresją, poczyniłem pewną rezerwację dwa dni temu... ciekawe czy uda się ją zrealizować... nevermind. łóżko jest bardzo duże.
PS4 im dłużej się zastanawiam, tym bardziej jestem przekonany, że powinienem usunąć tego posta...
PS5 dlaczego jak dostaję jakąś informację, to nie mogę przejść nad tym do porządku dziennego mówić "Super! Tak się cieszę..." tylko muszę zaraz odkrywać karty i pokazywać jak mi jest niewygodnie... czyżby aż tak mi zależało? Na sobie pewnie....
PS6 Znowu myślę, że najlepiej to być strażakiem... wchodzisz w płomienie i cyk... jesteś albo Cię nie ma. Rzadko są stany pośrednie. A ja stanów pośrednich nie lubię.
PS7 Jestem zbędny. Koniec.
PS8 Jestem nieważny. Tak jak ten przypis.
PS9 Siedząc chwilę przed komputerem przypomniał mi się szlak na Orlą Perć. To jest mój punkt na BucketList na ten rok. Muszę. Niezależnie od tego jak trudno i czy się uda. Najwyżej. Najwyżej się nie uda...
Miało być szkolenie zimowe w górach... ale życie je wyjebało. Albo po prostu nie wyszło...