poniedziałek, 26 listopada 2007

...życie...

...a życie płynie dalej... czy tego chcemy czy nie... czasem przyspiesza, czasem zwalnia... a czasem zaskoczy nas nagłym hamulcem auta przed nami...
Niektórzy z nas mają ABS... przetrwają więcej... inni się rozbiją o tył, tych co nagle wyhamowali... co nie dali rady pędzić do przodu...

...życie niesie nam wiele niespodzianek - czasem pokazuje, że nie warto zbytnio się nim przejmować... bo nagle się może skończyć... czasem daje nam do myślenia w sposób niby nieszkodliwy, ale znaczący... czasem stawia na naszej drodze osoby, dzięki którym uczymy się... dobroci... zaradności... albo odporności na cierpienie i ból...

Jest jak jest... nie jak powinno być...

Dlatego trzeba żyć... a nie myśleć...

pzdr.
Ł.

PS nie wiem - może się zmieniłem trochę... ale kocham te same osoby, przyjaciół się nie wyrzeknę... a i sobą na swój sposób zostanę...

piątek, 23 listopada 2007

...

...mętlik w głowie, mętlik w uczuciach...
Nigdy nie byłem poukładany... nie wiem czy wogóle kiedyś mi się to uda...
Moje życie to zbiór przypadków - przypadkowo powiedzianych słów, przypadkowych zdarzeń... i przez to nie ogarniam...

...sam już nie wiem...

Czasem bywa, że ktoś dla nas znaczy bardzo dużo... a później czujemy, że tego kogoś tracimy... mimo, że wszystko naokoło zapewnia nas, że wcale nie... zdania zmieniają świat... po tym jak się coś powie... już nigdy nie jest tak samo...

...chciałbym zniknąć i nauczyć się poukładać siebie...
...ale nie mam jak...

pzdr.
Ł.

czwartek, 22 listopada 2007

...c(ośo)d(emnie)...

...miałem pisać wczoraj - ale usnąłem...
...a myśli miałem już poukładane w zdania... a zdania w posta...
...a teraz już tego do końca nie pamiętam... ;)

Ale wróćmy... do poniedziałku... a właściwie rozmowy... bałem się jej - w sumie pomyślicie, czego się tu bać, to normalne, że ludzie rozmawiają... ale ja się bałem, że mogę stracić kogoś i coś dla mnie bardzo ważnego (o tym kimś będzie post... z labelkiem 'important'... jak tylko dojrzeje do napisania go...)...
Jestem raczej skryty - wiedzą to Ci, którzy mieli ze mną do czynienia... rozmawiali czy próbowali się dowiedzieć co mi na sercu leży... ale jak się już zbiorę na szczerość, to jest ona taka do bólu... w jakiś sposób boli osobę, która jest jej ofiarą... bo "co innego domyślać się, a co innego wiedzieć coś na pewno..." a mi w pewien sposób daje to ulgę - daje wolność... bo wtedy mogę być dogłębnie sobą... jeden problem jaki mam w przypadku szczerości, to to, że zwykle po przyznaniu się szczerym do wszystkiego pojawia się z drugiej strony pytanie "i co teraz?"... a ja póki co zawsze odpowiadałem: "nie wiem..."... bo tak jest w rzeczywistości - mało wiem, szczególnie o relacjach międzyludzkich... nie wiem co to jest zauroczenie, co to jest miłość, jak to rozróżnić między sobą... nie wiem kiedy "opłaca się" inwestować, a kiedy nie... nie umiem na sucho kalkulować, czy angażowanie się jest w danym przypadku konieczne... mało tego, ja tego nie kontroluję...
Rozmowa trwała chwilę... zmieniła dużo, szczególnie, że ostatnio relacje między nami były jakieś napięte...
Co to dało? - spokój... na jak długo? - hmmm standardowo, czyli nie wiem...

ale wydaje mi się, że napiszę jeszcze o tym ;) a teraz do pracy się zbieram...

i pamiętajcie - "Nie zawsze można mieć to, co się by chciało..." (zdanie to jest tak życiowe, że można je mówić podobnie jak kiedyś u mnie popularny zwrot: "życie...")

pzdr.
Ł.


PS aha - i usłyszałem też, że nie będę sam... szkoda, że nie z...

środa, 21 listopada 2007

...poniedziałkowy wieczór...

...zaowocował rozmową - ważną, poważną... kluczową chyba trochę...
Napiszę o tym więcej - może dzisiaj wieczór...
...na razie najważniejsze jest to, że znowu udało się poukładać klocki, z których złożona jest jedna część mojego życia...
...znowu mogę o sobie myśleć pozytywnie... chyba...

...na razie nie narzekam - jest jak jest, czyli bardzo dobrze...

pzdr.
Ł.

poniedziałek, 19 listopada 2007

...kolejny tydzień...

...zaczyna się od poniedziałku... czyli jak zawsze...
Kolejny weekend za mną... kolejne problemy się potworzyły...
Dlaczego? - sam nie wiem... jakoś tak wychodzi, że się rodzą jakieś małe problemiki, które z niewiadomych przyczyn rosną do dużych spraw... które później wymagają rozmów na nie do końca znany temat...
W sumie im dłużej o tym myślę, tym bardziej dziwne mi się to wydaje... jedyne rozwiązanie jakie widzę, to być do bólu szczerym (do bólu mojego...)...
Boję się, że będzie boleć...

pzdr.
Ł.

wtorek, 13 listopada 2007

...zrządzenie losu...

Czasem dzieją się wokół nas rzeczy dziwne - trochę dające do myślenia.
Nie chodzi mi nawet o coś wielkiego, ale takiego zastanawiającego - jakiś mały szczegół, coś drobnego, detal - na pozór nie mający znaczenia...

Wczoraj pisałem o tym, jak to nie ma sensu kupa pieniędzy, dom itp jak się nie ma z kim tym wszystkim dzielić... a dzisiaj rano - zupełnie przypadkiem z playlisty mojego odtwarzacza usłyszałem słowa:
"Czym klęska i czym wielkie brawa
Czym leczyć gorycz bezradności
Czym sukces i czym wielka sława
Gdy w życiu nie ma się miłości

Czym dom pachnący goździkami?
Czym domu pobielone ściany?
Gdy brak miłości między nami"

Przypadek o tyle większy, że mp3 z oratorium Rubika to u mnie raczej rzadkość... a może to znak?:>

pzdr.
Ł.


PS ale znak, że co... bo nie do końca umiem czytać znaki ;) jak mi ktoś pojaśni to będę wdzięczny ;)

poniedziałek, 12 listopada 2007

...trochę przemyśleń...

...w pracy siedzę... w sumie tutaj nie ma czasu na myślenie - tutaj się działa...
Ale był weekend - a weekendy to czas, kiedy jest za dużo czasu na myślenie...
Ostatnio stwierdzono u mnie "nietypowość" (zrobiła to osoba dla mnie bardzo ważna...)... a ja sobą samym potwierdzam ją na każdym kroku. Zastanawiacie się pewnie o co chodzi... i już wyjaśniam.
Pierwsza sprawa - kto lubi piątkowe wieczory? - pewnie większość z Was... a ja nie... a dlaczego, bo wtedy zaczynam odczuwać straszną samotność - często siedzę sam na mieszkaniu i nie mam co robić, wtedy dopada mnie straszny strach... strach przed tym, że może się tak popieprzyć, że będę sam do końca życia... a wtedy nic nie będzie miało sensu... no może prawie nic... bo po co mi pieniądze, dom czy sukcesy, jak nie będzie z kim tego dzielić... po co kasa jak nie będzie na kogo jej wydać... po prostu będę istniał bez większego celu... (bo dla mnie zaspokojenie łaknienia i pragnienia to jest za mało).
Moja nietypowość ujawnia się jeszcze w tym, że lubię poniedziałki... szczególnie jak spadnie śnieg... jak mi auto zasypie... lubię śnieg tak w ogóle - jest biały czysty i przykrywa szarość późnej jesieni... zakrywa brudy...
Poza tym jestem uparty w niektórych sprawach - są aspekty mojego życia, gdzie ktoś inny by machnął ręka, powiedział: "Na co mi to, po co się tak starać, może czas tracić..."... a ja będę uparcie twierdził, że może jakoś się wszystko poukłada, że może wyjdę na swoje... Nie wiem na ile będę miał siłę na to... ale póki co się nie poddaję...

Na razie to tyle... bo trochę jeszcze trzeba popracować ;)

pzdr.
Ł.

PS aha... zauważyłem powracający do mnie wieczny optymizm - cieszę się z niego bardzo i witam z radością... z radością małego dziecka...

piątek, 9 listopada 2007

...praca...

...i chwyciłem... i pracuję...

Póki co jestem zadowolony - przynajmniej nie siedzę na tyłku z rękami w kieszeniach...
Mało tego - póki co praca mi się podoba - i mam nadzieję, że będzie tak dalej...
Chyba mi się podoba nawet to co robię...

No i jeszcze jakoś tak jakby inaczej - milej - w życiu prywatnym jest...
może mi się wydaje... ale mi się podoba...

pzdr.
Ł.

piątek, 2 listopada 2007

...coś nowego?...

...i stało się...
...po długim - jak mi się wydaje - okresie milczenia, zadzwonił telefon...
...teraz moje życie nabiera nowych barw...
...staje się inne...
...nie wiem czy lepsze, czy gorsze...
...będzie po prostu inaczej...
...jest perspektywa...
...jest szansa...
...chwytam się jej...

pzdr.
Ł.