No tak.
Trochę - tak tyci tyci - mi Ciebie brakuje.
Radzę sobie nadwyraz dobrze. Uśmiecham się, śpiewam pod nosem. Jeżdżę - jak ja, bezpiecznie, ale nie wolno (akurat autem to nie wolno i powoli) - z otwartymi szybami, łapie wiatr.
Uczę się każdego dnia. Uczę się czerpać radość z małych rzeczy. Łapie mikromomenty. Te moje. Teraz tylko moje.
Uczę się być konsekwentny. Nawet mi to wychodzi. Chyba. Uczę się być. Dla ludzi. Tak po prostu. Bez zobowiązań, oczekiwań, zawiedzionych nadziei. Wracam.
Dalej mam sprawy, których nie dotykam.
Trochę taka moja historia jest potłuczona. Może kiedyś ją opiszę. Może. A może nie warto?
Dalej łapie się na tym, że niektóre rzeczy, słowa, dźwięki, sytuację, obrazy kojarzą mi się z Tobą. Bardzo mocno. Ale to chyba tylko dowodzi tego, jak ważna byłaś? W zasadzie to dobre jest. Zważywszy, że sobie radzę, to mi to nie przeszkadza.
Raz jest lepiej, raz jest gorzej. Ale jeszcze nie było tak, żeby nie mogło być jeszcze lepiej albo totalnie gorzej. Jest po prostu dobrze. Tak jak na początku. Na początku wszystkiego.
Właśnie zaczyna się burzę. Lubię. Żywioły są piękne. Potrafią niszczyć, ale pokazują siłę natury. Przypominają, że wcale nie jesteśmy najważniejsi. Cokolwiek byśmy nie myśleli.
Idę spać. To co miałem robić - zrobię. Jak uznam że warto.
Ł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz