...zastanawialiście się ile razy życie wystawia nas na próbę?
Ile mamy przed sobą sytuacji, gdzie musimy podjąć wyzwanie (i nie zawsze jest ono tak łatwe jak wyzwanie Actimela...)...
Wydaje mi się, że często nie zdajemy sobie sprawy jak powszechne jest to zjawisko... (przynajmniej ja sobie nie zdaje ;))...
Np. teraz - właśnie wróciłem z biegówek - wcale na nie nie musiałem iść, tym bardziej, że sporty zimowe wogóle mnie nie pociągały, ani nie pociągają... Ale mimo wszystko poszedłem - i się sprawdziłem - 3km, pierwszy raz... nie mówię, że było łatwo, parę upadków się zaliczyło, ale były i chwile wspaniałego uczucia... Podobnie w połowie stycznia na nartach - pierwszy raz... z tym, że wtedy upadków było o wiele więcej...
Właściwie taką pierwszą wyprawę na narty można porównać do życia (teraz mi to na myśl przyszło...) - na początku poznajemy jak się zachowujemy, później zaliczamy wiele upadków (jest to pewne, przynajmniej jak się człowiek sam uczy), następnie stawiamy pierwsze pewne kroki... a później wszystko zależy od nas - możemy jeździć ostro i szybko (co by według mnie było odpowiednikiem życia "pełnią życia" - z mnóstwem adrenaliny i naginając granice ryzyka), albo jeździć "bezpiecznie" - powoli, pługiem... nie rozwijając wielkich prędkości... (czyli przeżyć życie normalnie - bez wyskoków i bez "sprawdzania" jakie ono może być fascynujące...).
Ja zdecydowanie wolę "ostrą jazdę bez trzymanki"... wprawdzie na nartach nie mogę sobie na to pozwolić (ze względu na zbyt krótki staż), ale w życiu jak najbardziej staram się z tego korzystać.
Dlatego często słyszę, że robię rzeczy nieprzemyślane, często głupie, albo nieusprawiedliwione...
Ale mam radość (czasem większą lub mniejszą) z życia... i chyba go nie żałuję... ;)
Ł.
niedziela, 4 marca 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz