sobota, 19 kwietnia 2008

układać niepoukładane...

...sam już nie wiem - ułożone czy rozsypane?
...układające się czy walące na łeb, na szyję?

Jakie jest to moje życie? Bo chwilami wydaje mi się, że mimo wszystko jest ekstra - jakoś w danej chwili nie mogę za bardzo wymagać coś ekstra... a znowu kiedy indziej czuję spadający sufit i mam wrażenie, że nigdy nie będzie tak jak powinno...

...jak zdefiniować życiu ułożone? - ale nie że w sensie rodziny zawodu pracy i itp... w sensie sensu życia i posiadania czegoś dla czego/kogo chce się żyć... czy ja już może bredzić zaczynam... bo późno jest jakby nie było...

Jutro kolejny egzamin z życia... w poniedziałek kolejny egzamin z podejścia do życia... z przyszłości może nawet... we wtorek na pewno jakieś zaliczenie się znajdzie... na pewno jeszcze się trafi nieprzewidziane zaliczenie z kontaktów międzyludzkich... może nawet z negocjacji i psychologii jednostki... na pewno w niedługim czasie okaże się czy dobrze orientuję się w NLS... no i jeszcze wieczny egzamin z wytrzymałości fizycznej w sprincie dnia codziennego na 365 dni roku...
Czy sesja mojego życia/dorosłości/dojrzałości/przygotowania do życia w brutalnej rzeczywistości kiedyś się skończy?

Jest w moim życiu wiele literek... niektóre ważniejsze - inne mniej... Kiedyś próbowałem włączyć ciekawość i żyć z nią jak najdłużej... nie udało się - ciekawym być nie można za długo, bo się traci na całej reszcie... nie można się skupiać całkiem i dokładnie na jednej literce, bo w alfabecie jest ich wiele... piszę brednie... idę spać...

[no chyba, że komuś uda się rozszyfrować ostatni akapit... wtedy winszuję ;) - oznacza to, że znasz mnie dobrze czytelniku - pewnie Masayu albo k0rku... ;) ]

pzdr.
Ł.

Brak komentarzy: