poniedziałek, 24 września 2007

...everydaymatters... vol. 2

...tak - znaczenie ma każdy dzień... każda chwila... tak pisałem jakieś dwa miesiące temu... jednocześnie składając obietnicę, że nie będzie już dni nieudanych, wartych zapomnienia...
No i nie do końca tak jest... zdarza się, że dzień jest nie najlepszy, ale jednak każdy daje nam jakąś lekcję... każdy zostawia po nas ślad... a więc jest niezapomniany ;)

Ostatnio wiodę życie raczej ustatkowanego człowieka - jem śniadania, obiady, kolacje... mało piję... coś tam pracuję, trochę bawię się w fotografię... niby wieje od tego nuda jakby się tak zastanowić... bo większość dni jest taka sama... a jednak jest to na swój sposób wygodne... bo wygodniej jest marzyć o przygodach, niż je spełnić i nie mieć o czym marzyć ;) (i taniej jest:P)...
No właśnie... jedną z bolączek jest to, że pracuję i mi nie płaci nikt... bo pracuję u siebie w domu... ale to też daje mi jakąś (ba... nawet dużą) satysfakcję... więc ogólnie jest ok... teraz nawet czasem chce mi się wracać do domu...

Za tydzień wracam do studiowania... mało zajęć, dużo wolnego... staż na Uczelni miejmy nadzieję... wrócę do Kół Naukowych, do spraw organizacyjnych, do całego kołowrotu spraw... i już nie będzie czasu na zwieszki myślowe... zacznie się prawdziwe życie...

Co przyniesie? tego nie wiem... może coś nowego, może coś niespodziewanego... a może któraś ze "starych" spraw nabierze nowego obrotu... za tydzień nowy odcinek mojego życia... zapraszam... :P

pzdr.
Ł.

Brak komentarzy: