czwartek, 22 marca 2007

...wytrzymałość...

...zastanawialiście się kiedyś nad tym w jaki sposób życie pisze nam role?...
Mam tu na myśli to, jak bardzo sprawiedliwie rozdziela nam "przygody"...

Na pewno wielu z Was (niewielu, którzy czytają tego bloga) przeczytał też mój opis... opis, który napisałem dosyć dawno... w środku nocy, po tym jak po raz kolejny pewna osoba próbowała mnie sprowadzić na Ziemię... Jest on - jak twierdzą Ci, którzy mnie znają dosyć "dopasowany" do mojej osoby...
Ale... właśnie... ale... chyba trzeba by go lekko zweryfikować...
Czy ktoś kiedyś myślał nad wytrzymałością człowieka?
...ile przeciwności losu jest w stanie znieść, żeby dalej mówić o sobie optymista?
...ile raz da się w coś wciągnąć, ale dalej pozostanie naiwny?
...ile razy uwierzy w innego, a później dostanie surową lekcję - zostanie zdradzony... wykorzystany... porzucony... zapomniany...?
...ile razy będzie się budzi rano myśląc "Dzisiaj będzie lepiej, będzie ładny dzień...", a już w południe stwierdzi, że nie potrzebnie otwierał oczy...?
...ile razy zaufa innym, a oni niestety okażą się niegodni choćby krzty zaufania?
...ile razy jego nadzieja zostaje zawiedziona... niespełniona... zgaszona...?
...ile razy jest w stanie się wzbić w przestworza po tym, jak coś/ktoś sprowadza go na Ziemię?

... ja wiem... wiele razy... ale kiedyś ta miarka się przebierze... a co zaważy na tym, żeby się zmienić w pesymistę, nieufającego innym, żyjącego bez nadziei i wiary w przyszłość... który w deszczowy dzień zamiast się uśmiechać, klnie jak szewc, bo pada, a jak świeci Słońce, to złorzeczy, że za gorąco... wiecznego zrzędę, któremu nigdy nic nie pasuje...
Otóż to nie musi być nic wielkiego... może to być chociażby utracenie rocznego dorobku fotograficznego (chociażby nawet był marny)...
Ale trzeba być twardym, nie łamać się... dać jakoś radę, jeszcze nie wiem jak na dłuższą metę, ale po prostu przeć pod prąd przeciwności chociażby się działo nie wiadomo co...
Ja byłem bliski dna... dzisiaj znowu... tylko dlatego, że przez klika godzin żyłem ze świadomością, że coś usunęło mi 16,6 GB wspomnień... w postaci zdjęć... po prostu znikły... bo system sobie coś ubzdurał...

Całe szczęście, że miał mi kto to odzyskać (dzięki Bobrze...)... bo ja byłem bliski rzucaniu dyskiem po pokoju... a wtedy by już nic się z niego nie dało odzyskać...

Dalej mnie nęka brak pewnych rozmów... pewnych kontaktów... chcę do Polski... chcę w Bieszczady... dwa dni, może trzy... z dala od "uroków" cywilizacji... (tylko gdzie znaleźć na to miejsce w moim przeładowanym na własne życzenie kalendarzu...)

Wiecie, że można tęsknić do lodów, kawy, ciastek... czy nawet spontanicznych wyjazdów w środku nocy...


(miało być pesymistycznie, wyszło lekko optymistycznie... albo neutralnie... chyba nie potrafię się załamać do końca... :P )

Pozdrawiam,
Ł.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

"a co zaważy na tym, żeby się zmienić w pesymistę, nieufającego innym, żyjącego bez nadziei i wiary w przyszłość... który w deszczowy dzień zamiast się uśmiechać, klnie jak szewc, bo pada, a jak świeci Słońce, to złorzeczy, że za gorąco... wiecznego zrzędę, któremu nigdy nic nie pasuje..." Hmm... jakby to powiedzieć... ten opis pesymisty to tak jakby ja :P Od dawna jestem pesymistą i strasznym marudą, ale generalnie zmieniam się (przynajmniej mi się tak zdaje i mam nadzieję, że nie tylko :P) za sprawą bardzo bliskich mi osób, z których mogę brać przykład, albo od których "dostaję po głowie" kiedy marudzę i myślę za dużo :]

A co do kwestii, ile potrzeba, żeby człowiek stał się pesymistą... Z jednej strony masz rację, Bisku ale też moim zdaniem nie do końca. Bo wydaje mi się, że to jacy jesteśmy w głębi siebie jest naprawdę silne i ciężkie do wykorzenienia. Np. nie potrzebuję dużo, żeby stracić resztę radości życia (ach, jak to ponuro brzmi :P) i pogrążyć się w narzekaniu i marazmie. Jedyne co mnie od tego ratuje to przyjaciele i to, że udało mi się wykształcić dość olewający stosunek do życia. Natomiast wydaje mi się, że Twój optymizm i jakaś taka wewnętrzna siła nie da ci się stać pesymistą, a przynajmniej nie na długi czas. Sądzę, że sam byś się zamęczył będąc pesymistycznie i nieufnie nastawiony do życia i ludzi... Mogę się oczywiście mylić, ale mam nadzieję, że nie bo - czarnowidztwo i "optymizm inaczej" zostawmy mnie :P

Salve!

pkordys pisze...

Nie ma za co, mam nadzieje ze juz nie bedzie podobnych przypadkow, a jak juz bedziech chcial czyms rzucac to najpierw mi to pokaz, zobacze czy czegos nie wymysle... a pozniej to rzucaj ile sie da!
.

pzdr