sobota, 17 marca 2007

...problemy...

...problemy...problemiki...
Życie dostarcza mi rozrywek wielu... codziennie praktycznie rodzą się nowe (bądź odradzają stare) problemy... Niektórzy mówią, że narzekam, że właściwie nic nie robię, żeby było lepiej... Mają rację... tak mi się wydaje - w końcu to moi przyjaciele tak mówią - oni mnie znają...
Ale największy problem to taki, że nie wiem jak radzić sobie z pozostałymi problemami... Wiadomo - trzeba je rozwiązać...
...pytanie tylko jak?
Odpowiedź: (najprostsza jaka chyba istnieje)... rozwiązać je po kolei... tak - po kolei, jeden po drugim, aż znikną wszystkie, albo chociaż w części...
Strategia świetna... problem (kolejny;) ) w tym, że moich problemów nie da się rozwiązywać jeden po drugim... trzeba coś wymyślić, żeby rozwiązać je naraz...
Dlaczego? A no dlatego, że są ściśle ze sobą powiązane... taki węzeł gordyjski, tylko że nie da się rozwiązać go jednym cięciem... no chyba, że najpierw ciąć w poprzek, a później po skosie (Ci co wiedzą o co chodzi, to się domyślą jak się takie cięcie nazywa...)... ale to mocno nie w moim stylu... z reszta i nie "okazja" do stosowania takowych cięć...
Czyli jeden sposób, to zakasać rękawy i wziąć się do roboty... najlepiej od początku... i nie dać się i "dokopać życiu" (jak to określił jeden z trzech:P)... i tak zamierzam zrobić... jak uspokoję myśli, jak wyciszę umysł, tak, żeby był w stanie wygenerować jedną, sensowną, genialną strategie na radzenie sobie z problemami...
Kwestia tego, że ostatnio mój mózg nie bardzo chce odpoczywać... cały czas pracuje na wysokich obrotach... po prostu się mocno pogubił i mam mętlik w głowie...
Właściwie się to tyczy tego, że pogubiłem się sam, a nie mój mózg... chociaż sam nie wiem...
Nie wiem komu mogę zaufać, kto jest moim wrogiem, a kto przyjacielem (znaczy się oprócz tych pewnych;) )... z kim mogę szczerze i bez ogródek pogadać, a komu nie powinienem mówić nic, albo bardzo niewiele... jak bardzo mogę dać siebie poznać, a kiedy skryć się pod płaszczem tajemniczości (a niektórym chyba za dużo swojego "ja" pokazałem... przez co wydaje mi się, że z nimi się zmieniły...) nawet się gubię w tym co czuję, do kogo czuję, jak się czuję... nie wiem nawet czy dany dzień jest udany, czy może nie... nie umiem wartościować...
Dodatkowym utrudnieniem jest to, że na "wygnaniu" nie mam za bardzo z kim szczerze pogadać (oprócz P. - on jest zawsze... na wyciągnięcie ręki... no może prawie zawsze...)... Wiem - są komunikatory... ale komunikator mi nie zastąpi rozmowy w cztery oczy, parku koło ROSiRu, bilarda w ósemce, dziewczyn uprawiających jogging (które były często inicjatywą rozmów bardzo-ważnych), Matysówki, albo nagłej i niespodziewanej wyprawy do Kolbuszowej...
Jeszcze - tak, żeby było ciekawiej - brakuje mi pewnych rozmów tutaj - na "wygnaniu"... które kiedyś się toczyły, a teraz tak jakby zanikły - nie wiem, może brak czasu, a może jakaś inna przyczyna to spowodowała...
Sumując to wszystko, moje zagubienie się pogłębia... czekam aż dosięgnę dna... może usłyszę pukanie z dołu...
Nie zmienia to faktu, że pozostaje wiecznym optymistą, romantykiem i takie tam co w moim opisie są... zmieniam się, z każdą chwilą... ale nie o pełne 180 stopni... wychylę się najwyżej o parę stopni w lewo, albo w prawo... ale pozostanę sobą... mam nadzieję...
I chyba powinienem dojrzeć... bo póki co to jestem raczej dużym dzieckiem, który za dużo oczekuje od świata... ma zbyt wyidealizowane poglądy... i jest mocno naiwne...

Motto na dzisiaj: "Walcz, raz na ringu, a raz w klatce, walcz walcz walcz..." (Masayskie nakazanie)

Dzięki tym którzy są... nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że chcą...

A kiedyś napisze o obserwacjach, jakie przeprowadziłem "przy okazji" mojego nijakiego humoru... Temat: "Reakcja ludzi na :( i :| " (wprawdzie wyniki nie zachwycają, wręcz lekko dołują, jednak lepiej wiedzieć jak jest... a nie łudzić się, że jest lepiej...)

Pozdrawiam (wieczny optymizm)...

Ł.

1 komentarz:

Masay pisze...

Pierwsze co chciałem zauważyć, to abstrahując od tematu tego posta, jest naprawdę "ładny", fajnie napisany, dobrze się czyta i w ogóle :]

Nie wiem czy jestem w stanie powiedzieć, a dokładniej rzecz ujmując napisać (ach te bezduszne komunikatory), więcej niż już ci napisałem... Więc wiesz jak ja to odbieram, jak odczuwam i co o tym myślę...

Prawda jest taka, że każdy z nas myli się czasami w ocenie ludzi, doznaje z ich strony zawodu, a nawet dochodzi przez to do tego, że boimy się ludziom zaufać albo nie wiemy komu. Zawsze jest ten dylemat ile komu możemy powiedzieć o nas samych. Ja mam to samo. Nie wiem jaka jest zasada komu się uzewnętrzniam (oczywiście nie wliczam tu "Trójki" :P) bo czasami potrafię się rozgadać komuś kogo krótko znam, a przed kimś kogo znam bardzo dobrze mam tajemnice... Nie wiem i wiem, że się nie dowiem (piękne zdanie, nieprawdaż :D) Mi też Bisku brakuje bezpośredniej rozmowy bo przez komunikator nie napiszę nawet połowy tego co bym chciał a i obcięte są wszelkie zachowania pozawerbalne.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że wszystkie nasze problemy i bariery biorą się z naszej własnej psychiki. I można je wszystkie rozwiązać za sprawą właśnie jej. Nie wiem na ile to prawda, ale na pewno coś w tym jest. Trudnością jest to, że zazwyczaj mamy mniejszy lub większy bałagan w głowie i to on często sprawia, że problemy ulegają wyolbrzymieniu albo wydaje się, że nie da się ich rozwiązać albo silniej na nas negatywnie oddziaływują. "Porządkując się we wewnątrz, porządkujemy świat na zewnątrz" - nie pamiętam kto to powiedział :P

A miałem się nie rozpisywać :P