środa, 28 marca 2007

...gdzie...

...chcielibyście żyć?
Zastanawialiście się może kiedyś - zupełnie przypadkiem - czy Polska to rzeczywiście dobre miejsce do tego, żeby założyć rodzinę, podjąć pracę (czy właściwie podjąć pracę i założyć rodzinę - ta kolejność jest lepsza;) ) i przeżyć resztę swojego życia tutaj?
Ja się zastanawiam... coraz częściej... a szkoda... kiedyś to było oczywiste... Polska - żaden inny kraj... jestem patriotą, byłem idealistą... a teraz? co mi pozostało... za rok koniec studiowania... jakiś etap się kończy, zamyka się ważny rozdział mojego życia... obiektywnie patrząc - moje CV zapewnia mi całkiem dobrą posadę... tak mi się wydaje... póki co wypruwam sobie żyły, żeby było jak najlepsze... dobra praca... ale chyba nie w Polsce... w świecie koneksji, korupcji i wyzysku... tak - tak trzeba nazwać to co się dzieje w Polsce - po imieniu... tym na górze (obiecałem sobie, że nie będę się mieszał w politykę... nigdy... ale nie da się odgraniczyć zupełnie) zależy tylko na tym, żeby jak najwięcej zagarnąć dla siebie... tym na dole - żeby jakoś dociągnąć od pierwszego do pierwszego...
A mogłoby być tak jak gdzie indziej... czysto, spokojnie, bez pośpiechu, wyzysku, "kopert"...
Mogło, ale Polak zawsze potrafi zakombinować...
I daje nam to to, że najlepsi uciekają, a zostają idealiści, patrioci i ci co niewiele potrafią...
Czy tak musi być? Czy nie da się z tym nic zrobić? Czy zawsze Polak może być mądry dopiero po szkodzie? Czemu się nic nie uczymy na błędach "przeszłości"?...
Pytam... ale nie dostaję odpowiedzi...
Nie wiem co będzie za rok, za dwa, za dziesięć... może nie będzie już mnie... może nie będzie już P...

Wokół nas snują się jak cienie
Słowa co straciły sens
Puste bez znaczenia fałszem wonne tak
Wasze słowa rzucane na wiatr

Słowa puste rzucane na wiatr
Słowa puste i głuche tak
Snują się wokół nas

Dzień za dniem wciąż słyszę
Głuchy kłamstwa dźwięk
Niczym hieny wycie budzi ciągły lęk
Czasem mam nadzieje że to tylko sen
Koszmar się zaczyna kiedy budzę się

Zatopić w ciszy się chcę
Wciąż jednak wdzierają się

//"Słowa", MonstruM

Ł.

//dodane chwilę później...

... i w takich chwilach cieszę się, że jestem sam... nie mam żony, nie mam narzeczonej, nie mam dziewczyny... nic mnie nie wiąże, nic mnie nie trzyma... mogę robić co chcę, gdzie chcę, jak chcę...
Jestem wolny - w kontekście bycia za kogoś odpowiedzialnym... - mogę wyjechać, mogę popełniać błędy, mogę zostać i tkwić w tym kraju bez większych perspektyw... i za ewentualne błędy będę płacił sam... nie moja rodzina, nie moja żona, nie moja dziewczyna... nikogo nie zaboli (poza nielicznymi, których zaboli, ale sobie z tym poradzą... wiem, bo ich znam... bezduszna technika pomoże im w tym...)... nikt nie będzie płakał...
chcę to jadę, nie chcę to zostaję... czysta wolność... w samotności...
(A szczerze to przyznam, że wolałbym być "zniewolony" - takim jest łatwiej... nie idą przez życie sami, dzielą smutki na dwoje, a radości mnożą raz cztery... mają podporę... ale obarczeni są odpowiedzialnością... (ahh to moje szukanie dobrych stron w każdej sytuacji...:P))...

Ł.

//dodane kolejną chwilę później...

i jeszcze tylko napiszę, że wolałbym żyć chyba "kilka lat" temu... być hatamoto... polec za swojego Pana... to jest to, co ludzie honoru lubią najbardziej... ;)

Ł.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ciężko mi właściwie dodać do tego co napisałeś, bo właściwie mam takie same dylematy, rozterki i przemyślenia...

Też doceniam (a może chcę doceniać, żeby się nie załamać) aspekty bycia samemu, bycia odpowiedzialnym tylko za siebie, nie martwienia się (no ten argument jest akurat trochę naciągany, bo zawsze znajdzie się ktoś o kogo się martwię :P). Do tego dokłada się jeszcze to,że po tym jak mi się związek rozpadł, samotność wydaje się jeszcze bardziej atrakcyjniejsza (a może to tylko lęk przed ponownym zaangażowaniem?). Jednocześnie z każdym dniem coraz bardziej brakuje mi bliskości jakieś dziewczyny, którą mógłbym obdarzyć miłością z wzajemnością. Brakuje mi tej prawdziwej "bliskości" (i wbrew temu co niektórzy mogli by pomyśleć nie chodzi mi tu o bliskość fizyczną ;). I żyję sobie w paradoksie rozdarcia między tymi spojrzeniami na życie. Ale się tak rozgadałem, a nie do tego chciałem dojść :P

Chciałem nawiązać do akapitu, który dodałeś jako ostatni. O ten o urodzeniu się w innej epoce. Mam to samo uczucie, jak dobrze wiesz. Z tym, że jednak zawsze mi się wydawało, że bardziej odnalazłbym się np. w romantyzmie (nawet polskim) albo dekadentyzmie... Wydaje mi się, że to co mam w głowie, jakie mam poglądy na życie, miłość, związki, przyjaźń etc. bardziej przystawały by do tamtych czasów, niż dzisiejszego pędu do sukcesu i zatarcia wielu wartości... Z kolei gdybym urodził się w okresie dekadentyzmu, mógłbym (jak to kiedyś robiłem) pisać ponure wiersze i wyniszczać swój organizm nadużywaniem absyntu, opium i innych specyfików. Fakt mógłbym robić to i dziś, ale czasy wzbudzają jednak moją ambicję do zrobienia czegoś więcej. A wtedy po prostu byłbym ówczesnym poetą...

M.

A samurajem to zawsze chciałem być :)

Anonimowy pisze...

Zawsze pozostaje pojechać w Bieszczady, to pocieszające