Przewrotne jest życie.
Nawet bardzo.
Mam wielu znajomych. Ba! łatwo (o dziwo) nawiązuje znajomości. Potrafię 5h siedzieć jedząc za duży obiad i rozmawiając z tyle co poznanym człowiekiem o - w zasadzie - wszystkim. Mam przyjaciół, przyjaciółki, koleżanki, kolegów, znajome, znajomych... Sporo. Naprawdę. W zasadzie cały czas ktoś jest jakoś obok.
Ale przychodzą takie chwile, kiedy potrzebuję, żeby ktoś był. Tylko po to. Nawet nie musi nic robić. Może siedzieć dwa metry ode mnie. Ale żeby był. Tylko po to.
I zwykle właśnie wtedy nikogo nie ma. Nikogo. A to są momenty - powiedziałbym mikromomenty - kiedy moja pewność siebie, wiara w możliwości, chęć do działania - również mnie opuszczają. I jest tylko gorzej.
Właśnie jem śniadanie. Sam. Czyli jak często w zasadzie. Ale dzisiejsze jest jakoś inne. Mus malinowy smakuje inaczej, a chałka jakaś... no nie taka.
I serio - dzisiaj to u mnie środek dnia jest. Bo wstałem przed 5, a jest już po 10. Sporo już się wydarzyło. Ale najgorsze dopiero będzie. Najgorsze, czy najlepsze? Sam nie wiem - ani w którą stronę to pójdzie, ani jak się skończy.
Niby jestem cwaniakiem. Niby mam ofert pracy bez liku. Ale jakoś.... nie wierzę.
Chciałbym, żeby ktoś mnie teraz zabrał gdzie indziej, opowiedział coś, przeczytał bajkę. Ale przede wszystkim był.
Zostawiam "Nagły błysk" Igo... bo właśnie wpadł na słuchawki.
Nagły rozbłysk prosto w oczy
Z siłą atomowych bomb
Stary motyw, duszny pokój
Nie ma jak oddechu wziąć
Nie będzie łatwiej, jeśli masz już dość
Potrzeba zmiany mija szybko, bo
Ja wiem o tym, ty wiesz o tym
Że to nigdy nie był błąd
Miłego piątku!
I życia!
Ł.