O i tak. Dwa miesiące bez pisania. Trochę na detoksie. Trochę na lenistwie.
Jakieś te dni się ostatnimi czasy zrobiły nijakie. Nie są najwspanialsze. Nie są najgorsze. Może to i dobrze, że są pośrodku. Ale to zupełnie nie mój klimat. Ja jestem jakiś. A nie nijaki.
Dwa lata. Urlop bezpłatny.
Ale refleksja jest inna. Jak po nastu latach łatwo jest myśleć o odejściu. Po prostu długie związki chyba powszednieją. Wypalają się. Znika jakaś magia, która jest na początku. I pewnego dnia po prostu łatwo jest odpuścić i odejść.
Tak ma być? Podobno zmiany są dobre. Jakiekolwiek by nie były.
Dwa miesiące. Po takim w zasadzie czasie też może coś się rozpaść. Coś głębokiego. Kiedyś prawdziwego. Bardzo ważnego.
Mam wrażenie, że stałem się przezroczysty.
Oczywiście dla niektórych.
Znowu dla innych stałem się spowrotem ważny.
Usłyszałem dzisiaj coś bardzo istotnego. Bardzo głębokiego. Ale też wystraszyłem się. Niepotrzebnie. Niepotrzebnie czasem jestem.
Usłyszałem też dzisiaj, że jestem ważny, wspaniały, niezastąpiony. Że potrzebny. Tak bardzo. I szczery.
Potrafiłem dzisiaj podziękować. Mimo, że było to bardzo trudne, bo więcej mam do zarzucenia niż podziękowania.
Zapytałem dzisiaj "Co słychać?", odpowiedź była o pracy. Nie tak rozmawialiśmy... Tak daleko teraz. Taka przepaść. Ale widocznie taka kolej rzeczy.
Odchodzę.
Już mnie nie będzie.
Ł
PS. Łza leci.
3 komentarze:
Przepraszam.
Ale jak? Ale za co?.
powszednieją jeśli się o nie nie dba. dopada nas rutyna… codzienność… zapominamy o małych gestach… o dostrzeganiu tej magii… k.
Prześlij komentarz