środa, 17 kwietnia 2024

Kawałek światła

Weź pustą torbę. 

Wejdź na szczyt wzgórza. 

Wlej tyle światła ile do niej zdołasz. 

Idź do domu kiedy zrobi się ciemno. 

Zawieś torbę na środku twojego pokoju w miejscu żarówki. 

YO / 1963

wtorek, 16 kwietnia 2024

Miało być. A nie jest. 3/7 i sztuka wojny

 No tak.

Miał być jakiś tam powrót do pisania. Ale jakoś tak - trochę może było o czym, a może trochę się musi poukładać w głowie. Różnych rzeczy. Totalnie rozmaitych i z różnych zakątków rzeczywistości.

Dzisiaj ważny cytat, który trochę definiuje to gdzie jestem (a zdałem sobie sprawę z tego ostatnio).

Kto zna wroga i zna siebie, nie będzie zagrożony choćby i w stu starciach.

Kto nie zna wroga, ale zna siebie, czasem odniesie zwycięstwo,

a innym razem zostanie pokonany.

Kto nie zna ani wroga, ani siebie, nieuchronnie ponosi klęskę w każdej walce.

Sun Tzu, Sztuka wojny

Nie sposób się nie zgodzić. Tak wielopłaszczyznowy cytat, że aż mi się pisać nie chce, gdzie go mogę zastosować. Relacje wszelakie, praca, współpraca, klienci. Lepiej znać wroga, niż go nie znać. Jeszcze jest sztuka poznania siebie... ale to jest powiedzmy in progress od prawie 40 lat:D

Dzisiaj nastawienie ma być pozytywne. Jeden z bardziej wymagających tygodni tego ... no właśnie - miesiąca? roku? Co decyduje o tym, że jeden tydzień jest bardziej wymagający, a inny mniej. Ilość obowiązków, dostęp do narzędzi, oczekiwania rozmaite? Najczęściej te własne... Czasami chciałbym dogodzić wszystkim. Nie zawsze się da. Najczęściej jak się udaje, to zostaje gdzieś moje... Ale - pożyjemy zobaczymy.


I jeszcze - projektowanie życia. Szczęśliwego życia.

3/7 Wyobraź sobie idealną przyszłość.

Pomyśl o tym i zanotuj:

  • Jak miałby wyglądać Twój idealny dzień? (zaplanuj to sobie... a może spróbuj raz wdrożyć...)
  • Spontan czy rutyna i planowanie? (wiczene YOLO - brzmi jak ja, ale czasem plan to podstawa)
  • Co i jak jesz? (ja byle co i szybko)
  • Jaką rolę w Twoim życiu odgrywają bliscy (rodzina, przyjaciele, znajomi)


I teraz pomyśl:

  • Czy jest coś co chciałbyś naprawdę, tak bardzo bardzo, robić? Jakieś hobby?
  • Czy wiecznie gonisz za czymś? Potrzebujesz adrenaliny?
  • Czy jesteś w stanie łączyć pracę i zainteresowania?
  • Gdzie chciałbyś żyć?


I detal - bo on jest ważny.

  • Jak chcesz się budzić każdego dnia, przy kim, gdzie, o której, jak szybko wstawać?
  • Czy lubisz wysiłek, taki z ćwiczeń wynikający.
  • I jak pracujesz, jaki jest Twój styl pracy?


Taka analiza. Żeby poznać siebie - jak radzi Sun Tzu...


Miłego wtorku!

Ł.

PS (Nie wróciłem jeszcze na studia ze szczęścia... no czasu w opór nie mam! Mimo, że czasami mam wrażenie, że nic nie robię, a np. rozliczenie delegacji to jakieś zadanie nie do ogarnięcia...)

piątek, 12 kwietnia 2024

2/7 i dwa miesiące nie pisania

 Wow... długo nie pisałem. Nawet nie wiem, kiedy to zleciało.

Działo się wiele. Wzloty, upadki, upadki i wzloty. Euforia, podniecenie, złość, smutek, rezygnacja, zagubienie, radość, miłość, miło, strach, namiętność... różne uczucia i odczucia przez ten czas...

Ale nie o tym dzisiaj. Jest względnie - to jest najważniejsze. Lekkie zrezygnowanie popędzane maksymalną wiarą świata we mnie. Nie wiem jak to się dzieje, że ludzie dookoła twierdzą, że mogę sporo. Jak ja sam uważam, że raczej niewiele.

2/7 czyli wracamy do projektowanie życia.

Aby zaprojektować swoje życie tak, jak się chce - trzeba koniecznie PRZEJĄĆ KONTROLĘ.

Bez tego ani rusz, bo jak będziesz sobie myśleć, że to świat i inni Tobą grają, to nic nie zrobisz. Ba - jeszcze będziesz miał wrażenie, że jesteś marionetką i raczej średnie nastawienie do życia.

To Ty jesteś odpowiedzialny za swoje uczucia i odczucia. Jeśli płyną ze środka. To Ty jesteś odpowiedzialny co z nimi zrobisz. Emocje są - a co dalej? Powinniśmy mieć nad tym kontrolę. Mi ostatnio puściło. Nie wytrzymałem. Zrobiło się mało przyjemnie - mimo, że nadal uważam, że miałem rację. Po prostu pokazałem, jakie jest moje zdanie w najgorszy możliwy sposób. No ale - uczę się kontrolować. Więc zdarza się też nie-kontrolować.

Fakt jest taki, że musimy za to brać odpowiedzialność. A zwykle tego nie lubimy. To my odpowiadamy za to co i jak odczuwamy i co z tym robimy. I nie chodzi o to, żeby tłumić w sobie, ale strategicznie do tematu podchodzić.

Nie lubisz swojej pracy? Odejdź.

Nie dogadujesz się z kimś? Odpuść, znajdź innych ludzi.

Nie lubisz mieszkania, w którym mieszkasz? Zmień je.

To jest bardzo proste. Ale i trudne zarazem.

Zacznij od małych rzeczy. Kontroluj to co jest relatywnie proste. A później przyjdzie czas na większe.

Ale zrób to - przejmij kontrolę. Niech Ci nie będzie wszystko jedno.


O i tak.

Muszę wrócić do studiowania szczęścia - podobno całkiem nieźle mi idzie opowiadanie o szczęściu at all. Świeci Słońce, jest ciepło. Życie jest piękne...

poniedziałek, 26 lutego 2024

1/7

 Co sprawia, że życie, którym żyjemy daje nam satysfakcję, zadowolenie, że jak całościowo popatrzymy wstecz, to możemy powiedzieć "Mam (przynajmniej) dobre życie"? 

Zagadnienie ciekawe i skomplikowane. Często po prostu żyjemy. Bez zastanowienia głębszego. Refleksja przychodzi czasem, albo nie przychodzi w ogóle. Albo jak przychodzi to ją ignorujemy, staramy się zepchnąć gdzieś. Bo czasem po co coś zmieniać, skoro przecież wszystko się klei. 

A co, gdyby tak zacząć projektować swoje życie? Działać na jego korzyść. Bo oczywiście możemy założyć że wszystko się uda i spadnie nam z niebo, czy też jakoś do nas dobre przyjdzie. Ale może lepsza strategia to wyjść do tego dobrego. Da się?

Nie wiem.

Ale pewnie tak. 

Czy wymaga to wysiłku? Odkąd studiuje szczęście to wiem, że jest to kawał pracy. Ale pracy, która daje efekty. Więc jestem przekonany, że ten wysiłek jest cenny i wart poniesienia. 

Więc jak to zrobić? 

First things first. 

Zrozumienie.

To tutaj wszystko się zaczyna. Musimy dać sobie przestrzeń do refleksji nad samym sobą. Porozmawiać ze sobą. Brzmi szalenie. Ale jak się wie po co, to da się i że sobą samym rozmawiać. 

Znam takich, co mają nawet to po planowane w kalendarzach! "Spotkanie z mną" Pozwala sięgnąć w głąb. Zaplanowane pomaga wyciągnąć wiele. 

A przede wszystkim daje nam możliwość zorientowania się jak się czujemy tak naprawdę. A to jest pierwszy krok do tego, żeby projektować życie/szczęście! 

Więc zastanów się raz na tydzień albo częściej jak się czujesz. Znajdź słowo, które to opisuje. Dobra praktyka (być może o niej już pisałem) jest zapisywanie sobie codziennie trzech momentów radości, zadowolenia w ciągu dnia i refleksja nad tym co je spowodowało. To daje nam późniejsza siłę i samoregulację. 

Wiec nie czekaj. 

Kto/Co daje Ci prawdziwą radość? 

Jakie są drobne niuanse, które sprawiają że coś postrzegasz jako pozytywne lub negatywne? 

Kiedy jest Ci najbardziej smutno i dlaczego (btw smutek nie jest zły, czasem go potrzebujemy)? 


Pomyśl, warto. 


A kolejne 6 punktów wkrótce ;) 


Miłego poniedziałku! 

Ł. 

czwartek, 22 lutego 2024

Zlepek....

 Na wstępie disclaimer.

To jest post ulepiony. Ulepiony z postów, których nie publikowałem ostatnio, mimo, że jakoś tam pisałem. Dlaczego nie publikowałem - nie wiem. Dlaczego publikuję - nie wiem. Czy coś wiem? Niespecjalnie.


14.02 Walentynki.

Super dzień! Wyjazdowy. Generalnie ten tydzień jest w pewien sposób w takim ruchu, że się nie idzie zatrzymać i pomyśleć. Mam wrażenie, że dużo na siebie biorę. Znowu. Wczorajsze spotkanie - na szczycie. Jak zawsze. Musiałem się odezwać. A tym samym wystawić? Pokazać? Po cholerę zawsze się pcham przed szereg. Zwykle tylko dodatkowe rzeczy z tego są do zrobienia, a profitów - nie czarujmy się - niewiele.

Co do Walentynek - nie wypowiadam się. Nie dostałem żadnej. Ale kij w oko - przyzwyczajony jestem. W zasadzie w sumie nie oczekiwałem. Dzień jak co dzień, tylko w Warszawie.


16.02 Trasa

No i kolejny dzień trasa, kolejny dzień "przesiedziany". Zrobione - całe nic. Trochę na telefonie pchnięte. Ale dalej brakuje procesu, a jest tylko praca ad hoc. Co dzień obiecuję sobie, że się to zmieni. Zmienia się? Może trochę.

Kato objechane na luzie. Jest dobrze.

Czas na myślenie.

Z młodym wybraliśmy się na wycieczkę na SOR - sporo czasu na myślenie. Trochę zajmował uwagę, ale też mogłem poobserwować ludzi. Niektórzy na siłę pchają się do życia innych. O mały włos, a nie miałbym nowej znajomej, dla świętego spokoju, bo co kobieta zagadywała to głowa mała. Bilans - przetrwaliśmy, gość jest prawie zdrowy. 

Cały tydzień w zasadzie wieczorami go kołyszę, a to się przekłada na nie pracowanie.


Weekend.

Praca - znowu. Cały weekend. Czy to lubię? Czasem tak, czasem mam dosyć. Ale to ostatni zjazd.

Dzisiaj trafiłem na taką sentencję, która we mnie jakoś rezonuje. Pewnie coś z tego powstanie.

Miłość to dawanie komuś mocy, aby cię zniszczyć, i ufanie, że z niej nie skorzysta.

Simon Sinek (taki Paulo Coelho dzisiaj)

I teraz co z tym zrobić. Definicja miłości jak złoto. Po co ją publikuję? Bo mi się podoba. Kiedyś może napiszę dlaczego.


Jakoś zrobił się 19.02

W weekend myślałem o tej definicji, bo mi z głowy nie wychodziła. Dlaczego? Bo już kiedyś zastanawiałem się nad tym, czy można kochać więcej niż jedną osobę. Znaczy się wiadomo - dzieci czy rodziców to inny temat. Ale w zasadzie "obce" nam osoby. Czy jest to możliwe, zdrowe, poprawne?

I dlatego ta definicja mi pasuje. Bo na to pozwala. Miłość to otwartość, szczerość, może trochę tak, jakby "stanąć przed kimś nago" (oczywiście w przenośni). Czy może nas zniszczyć takie otwarcie? Może. I to w opór. Skąd wiem? Bo już się tak niszczyłem wielokrotnie. Tylko wtedy nie znałem tej definicji.

I właśnie - czego się najbardziej boję? Tego, że ktoś nagle wpadnie na pomysł, że w zasadzie można by mnie zniszczyć. I to zrobi. [kurtyna]

Mój problem polega na tym, że się relatywnie szybko angażuję, a w drugą stronę zdecydowanie wolniej. Odpuszczam wolno i powoli. Ale może taki mój urok.


Wtorek.

Zostałem zniszczony. O i tyle na dzisiaj.

Opanowanie, cierpliwość, szczęście. W ciągu milisekund się ulotniło. I się po prostu nieprzeciętnie wkurwiłem.

A... i dzisiaj padł żart, który mi zrył beret. Tak. Został w głowie. Mimo, że to żart. Ale mówią, że w każdym jest jakaś prawda. Nawet go nie pamiętam, ale pamiętam sens.


Środa

Na speedzie. Ale muszę napisać. Dwie grube rozmowy. Wnioski? Nie tylko mi się nie chce pracować - marne pocieszenie, ale zawsze. I drugi - może być tak, że świat nie jest taki, jak go postrzegamy.

Co z tym? Nie wiem.


Czwartek

6:36 postanowiłem opublikować zeszły tydzień. Po co? Patrz wyżej.

Dzisiaj będzie piękny, produktywny dzień. Albo nie.

Dzień dobry!


Ł.

sobota, 10 lutego 2024

nie...

 ...pisałem od ponad tygodnia.

Dlaczego? I dlaczego akurat dzisiaj piszę?

Myślę, że i jedno i drugie mam w głowie zdefiniowane.

Tak jest. Po prostu. Może, jak mam się jak wygadać, to mniej piszę. A może po prostu są dni lepsze i gorsze na pisanie.

A dzisiaj piszę, bo mam chwilę czasu. Piję tragiczne, mocne Porto, położyłem najmłodszego spać, sam prawie usnąłem, ale wiedząc jakie mam tyły w pracy (no a jak! przecież jestem najlepszym prokrastynatorem ever!), zrobiłem wszystko, żeby się zmobilizować i usiąść do komputera.

Dlaczego?

Bo klienci są, więc warto o nich zadbać...

Mogą być nowi - więc warto zadbać o nowych.

Jest jedna skrzynka pocztowa, na którą notorycznie boję się zaglądać. Muszę to poprawić, czyli być tam raz dziennie - i będzie spokój.

Mam sporo do ocenienia. Mam klucz do napisania. Mam karty do zrobienia.

Dlaczego się to nawarstwia?

Bo obok jest ... i remont, życie, rodzina, praca, praca, praca, nawet Netflix jest. Chociaż zminimalizowany maksymalnie.


Jakie dzisiaj pytanie filozoficzne sobie zadaję?

Po co w ogóle jestem. Czasem - i mówię to z pełnym przekonaniem - swoim jestem robię krzywdę, przykrość, czy sam nie wiem... czasem mam takie uczucie, że jestem zupełnie zbędny na tym świecie. Ba - świat by się maił lepiej beze mnie. No ale jestem. Nigdzie się w zasadzie nie wybieram. Więc i będę. Chyba, że Najwyższy (od Którego ostatnio jakoś tak dalej jestem) zdecyduje inaczej. Czasem mnie to nawet ciekawi. Jak to jest po drugiej stronie. Są dni, a może wieczory, kiedy naprawdę chciałbym spotkać Tatę. To już 17 lat. A ja nadal zastanawiam się dlaczego musiał odejść.


Brakuje go.

Tak bardzo. Tak bardzo, że nawet nie umiem tego wyrazić.


Zwykle mówię o sobie, że ogarniam. Ale są - uwaga - mikromomenty, że nie ogarniam po całości. I chciałbym, żeby On był. Powiedział mi co robię źle, albo co jego zdaniem powinienem zrobić.

W głowie mam jego obraz. Surowego dosyć mężczyzny, ale świadomego, inteligentnego, jakoś tam czułego. Do dzisiaj pamiętam, jak mnie przytulał, po tym, jak prawie się utopiłem - bo byłem cwaniakiem, który "da radę". Do dzisiaj pamiętam, jak usłyszałem od niego, że "najgorsze, co mu w życiu wyszło to dzieci" i jak wtedy zbudowałem w sobie siłę, żeby starać się być porządnym człowiekiem. Do dzisiaj pamiętam jak jego koncepcje - nijak nie dające się wdrożyć - musiały być przetestowane - i co w związku z tym zwykle słyszałem. Ale do dzisiaj pamiętam też, że to On pokazał mi jakim być mężczyzną. Oddanym. Nie sobie. Wszystkim dookoła. U niego zawsze On był na końcu. Wcześniej byli wszyscy inni. Magik jeśli chodzi o czas i ilość realizowanych działań. Magik, jeśli chodzi o siłę fizyczną i hart ducha. Wstawał wcześnie. Nie marnował dnia. Miał nawyki - które każdy szanował. Zdecydowanie był mentorem.

Jeśli ktoś zastanawia się skąd się wziąłem ja.... To odpowiedź jest prosta. On nauczył mnie wszystkiego. Życie to zweryfikowało. Ma to swoje plusy i minusy. Czego jest więcej? Nie wiem.


Rzadko płaczę. Bardzo rzadko. Ale... That's the moment.


Najlepszego! Bo powtarzam jak mantrę życzenia najlepszego dnia tego roku! Bo warto!

Ł.


P.S. Dlaczego akurat dzisiaj piszę? Bo mnie o to poprosiła rzeczywistość. A dlaczego taki post? Bo jak zaczynałem pisać miał być o czymś zupełnie innym. Ale wszedł na to Tata...

czwartek, 1 lutego 2024

... O i tak. Dzień za dniem.

 Od czego by tu zacząć, jeśli się nie ma planu. 

Może od tego, że dzisiaj jest czwartek. Od jakiegoś czasu taki o dzień. Wynika to z oswojenia. Ale nie o tym dzisiaj. 

Ostatnio zasypiam w 3 sekundy. Nie wiem czy się już zmęczyłem, czy poprostu ciśnienie nie takie. Ale mi to przeszkadza. Bo nie specjalnie to kontroluje. Temat pod zastanowienie co z tym zrobić. 

Wylistowałem swoje "projekty", bardzo źle to wygląda - znaczy jest dużo. Przerażająco dużo. Ale wiem, że bez problemu w moim zasięgu. Zastanawiam się tylko jak te tematy ogarnąć, żeby mi nie umykały. 

Wczoraj poznałem nowe słowo. Nieczułość.

I tak się zastanawiam, jak bardzo jestem/byłem/będę nieczuły. Bo łącze je mocno z zaangażowaniem, odpowiedzialnością (mimo, że wiem, że te dwa leżą obok, a nie zazębiają się). I jeszcze myślę czy to jest nieokazywanie uczuć czy ich brak, tam gdzie kiedyś były.

I jeszcze czy jak w jednym miejscu mamy nieczułość, to czy szukamy innego źródła czułości (i zdecydowanie odrywam się tutaj od fizyczności). A jak szukamy, to czy nie krzywdzimy tym samym innych... 

W zasadzie tutaj wypadałoby napisać "Przepraszam Cię, za to jaki jestem".

O i tak. 

Tak kończę na dzisiaj. 

(To jest optymistycznie) 

Ł.